piątek, 2 stycznia 2015

"THE BEST OF WILQ" - Dlaczego musisz to mieć!



Wilq jest aktualnie w niektórych kręgach, legendarnym komiksem. W swoim czasie, istniał  w moim otoczeniu jako legenda, obok Jeża Jerzego. Szczerze, do dziś nie rozumie humoru w Jeżu. Nigdy to do mnie nie trafiało, komiksy były po prostu historiami o piciu, paleniu trawki, seksie, a także o tym jak jeż się ze swoich problemów wyplątuje. No tak były też bójki w narodowcami. Chociaż w Jeżu, zdarzały się perełki, to komiks do mnie nie trafił. Co innego z Wilqiem.

Wilq to komiks, o Opolskim superbohaterze. Wilqu nazywa się Wilqu, ale nosi znak Rzuffa jasne? Jasne:]. No i Wilq to prawdziwy superbohater, a nie jakiś cienias jak Spawn... Dobra teraz serio. Wilq czyli nasz obrońca Opola, to jak już wiadomo superbohater, ma pelerynę, lata, ma też znak świetlny i swojego komisarza tak jak Batman. Posiada wrogów jak każdy superbohater. Ma też swoje silne strony, jak i słabości. Jego słabością są ataki oparte na durnych powiedzonkach. Oprócz bycia superbohaterem, ma wymarzoną prace. Kopiuje obrazki z Photoshopa do Corela. Jest jeszcze jedno, jest totalnym bucem. Absolutnie oprócz kilku chwil, nie stara się być kimś kogo jesteśmy wstanie polubić. Jest totalnym ksenofobem, bucem, chamem i prostakiem. Dodatkowo ma całą paletę przyjaciół, Alc-mana który oprócz paru pojedynczych wypadków nie zdradza jakichkolwiek mocy, poza głupim uśmiechem; Mikołaja nie będącego superbohaterem, chyba że liczyć moc dotykania okiem...; Entombeta który jest łotrem, ale też kumplem Wilqa z liceum, wspiera go mroczny anioł, słucha metalu, używa palnika i uprawia patisony (komiks ma też cechy edukacyjne, dzięki niemu dowiedziałem się o patisonach), a i ma wieczną blazę na ryju; Słaby wielbłąd, bardzo brzydka kobieta, będąca kosmiczną księżniczką, która ma super moce, jednak nie wie jak z nich korzystać. Oprócz tego jest cała paleta super-łotrów. Mamy Doktora Wyspę, Godzillę, Pięciopalczastą Dłoń z Ciasta, bramkarza bez głowy, fanów komiksów, faceta zabijającego cza-czą (Czy czuje Wilq cza-czę, czy cza-czę Wilq zna? ), no i moje ulubione gołębie.

O Wilq można pisać godzinami. Przejdźmy do tego, czym to się je. Wilq to komiks humorystyczny, parodiujący stereotypy, poglądy, ksenofobię i nie oszczędzający niczego. Jednak nie podaje tego wprost, przykrywa tą parodie toną absurdu. Wszystko to okraszone jest prostymi rysunkami, z prostym humorem, jednak ilość smaczków i szczegółów w tych obrazkach jest olbrzymia. Wracając po pewnym czasie do danego albumu, odkrywa się nowe małe szczegóły na rysunkach, które są tak proste że ilość ukrytych niespodzianek jest wręcz 8 cudem świata. Powoduje to, że do komiksu bardzo często się wraca. Mocą Wilq jest paleta bohaterów, jak i antybohaterów którzy są bardzo bogaci i  absurdalni. Dodatkowym smaczkiem, są na końcu każdego albumu, proste rysunki oparte na grach słownych. Humor nie do każdego trafi, natomiast warto to poznać.

W albumie The Best Of dostajemy samą esencję, nie zawsze są to najlepsze historie, lecz jest to pewien przekrój po klasyce. Trzeba też szczerze przyznać, że albumy Wilqa były bardzo nierówne. Tutaj tą nierówność widać, jednak nie jest to rażące. Do wad albumu, należy fakt że osoby posiadające wszystkie albumy, nie będą zaskoczone, nie ma nowych rysunków, ekskluzywnych kadrów. Brak też najlepszych mini historyjek, jakie mogliśmy znaleźć w każdym albumie. Brak też czegoś w rodzaju wywiadu z bohaterami. Czuć też największą wadę Wilqa, czasem zapominamy że to historia o superbohaterze, jest to największa wada całej serii.
Podsumowując. Osoba która już posiada albumy z Wilqiem, nie ma absolutnie żadnej potrzeby, żeby kupić album. Dla kogoś kto chce poznać Wilqa bez kupowania wszystkich albumów, jest to bardzo dobra pozycja. Dla osoby która zna Wilqa, ale nie posiada albumów... chłopie musisz to mieć.
Wilqa warto poznać, nie każdy go pokocha, jednak jest to fajny kawałek historii swoistej klasyki polskiego komiksu.

Ocena 8/10





sobota, 27 grudnia 2014

"Bo wróbelek ma jedną nóżkę bardziej." Czyli czemu otaczają mnie same mięczaki. Cz. 12 544 013 epicka saga.

To będzie chaos, więc jeżeli nie lubisz miernoty redakcyjnej odpuść sobie. Serio, idź gdzieś indziej.

Dawno mnie tu nie było, nie będzie wymówek, zawaliłem. Czemu nie będzie wymówek? Wiecie, właśnie to dla mnie odróżnia faceta, od mięczaka. Robię coś bo chce, poświęcam się albo daje ciała. Tak, tak jest. Każdy ma wymówkę, na wszystko. Codziennie słyszę setki ton wymówek, każdy ma swoją. Najbardziej fascynujące jest to, że to nie tylko wymówki w obliczu porażki, to też słowa mające tłumaczyć co ta osoba robi, ze sobą, ze swoim wolnym czasem, wyglądem. Może nie do końca chodzi, o wymówki. Raczej  tłumaczenie tego co się robi, nadawaniu większej wartości rzeczom zwykłym, by mieć wymówkę przed tymi, którzy dziwią się, że można w ten sposób marnować swoje życie.

Dobra uporządkuje wpis, po chaotycznym początku.

1. Kochanie, chciałem wyglądać jak bóg, mieć cudowną formę, ale nie chciało mi się.

  Wyobraźmy sobie scenę, jesteś facetem. Masz figurę kanapowca. Nie winię cie, masz prawo. Nie każdy musi czuć chęć posiadania niesamowitego ciała, mieć fajny biceps, cudowne mięśnie, robić przysiady mając 180 kilo na plecach do samej ziemi. Po prostu nie. Jednak patrzysz się na te cholerne zdjęcia, chcesz taki być, patrzysz się wdupiając chipsy, za chwilę włączysz sobie grę. Brawo.

Potem podchodzisz do dziewczyny. Odrzucając wszystkie frazesy, powiedz jej... "Kochanie, chciałem być dla ciebie wysportowany, seksowny, tak że nie mogłaś by się mi oprzeć. Wiesz, nie chciało mi się, nie miałem czasu, robiłem *****" (w miejsce kropek wpisz swoją wymówkę).

Wyobrażasz sobie coś takiego? Ja nie. Można mówić, że liczy się intelekt. Wygląd, to nie wszystko. To prawda, jednak w momencie kiedy chciałeś coś mieć, czemu to nie było zrealizowane, co ci przeszkodziło? Wymówki? Mówisz, ale miałem studia, miałem remont, miałem prace. Ja też! Kurde szczerze nie wyglądam jak facet z okładki. Wiem, że to możliwe, jednak nie mam zamiaru mówić chciałem jeżeli się nie uda. Spojrzę prawdzie w oczy. Jestem facetem, wiem czego chce. Nie osiągnę tego? Odniosę porażkę. Podejdę do tego cholernego lustra i powiem. "Jesteś małym żałosnym człowieczkiem, zawaliłeś i to tylko twoja wina"

To się nie wiąże tylko z wyglądem, ale z każdym cholernym aspektem twojego życia. Chcesz skończyć studia? To je skończ! Chcesz zdobyć dobrą pracę? Walcz o to, rozwijaj się. Chcesz wydać rpg, idź i tak długo pisz, aż skończysz. Bez cholernych wymówek!

Jesteś facetem? Nie ma chciałem! Siadasz, robisz, osiągasz swój cel. Nie uda ci się? To tylko twoja wina. (dotyczy to też kobiet i samozaparcia, ale jestem seksistowską świnią wiec wybaczcie)

Ćwiczenie nr 1
Podchodzisz do lustra. Mówisz "Mój sukces, czy porażka zależą tylko od mojej osoby. Nie ma wymówek, to ja osiągam cel, to ja ponoszę porażkę. Kiedy mi się nie chciało, inni zapieprzali. Więc kiedy oni będą walczyć, ja włożę więcej siły, po to by ich prześcignąć."

2. Mam brodę, bo mieli ją wikingowie i Chrystus. Jestem lepszy.

Powiem tak, mam dość czytania żałosnych tekścików grupy mięczaków, którzy próbują się dowartościować. Nowe pokolenie hipsterów, żałosne...

Wiecie, mam brodę i super. Broda jaka jest każdy widzi. No i nadchodzi moda, lumberseksualizm. Szczerze, to fajne zjawisko, bo setki tabloidów, reklam, teledysków i innego zapychającego nam rzeczywistość chłamu, nie jest już wypełniona zdjęciami facetów idealnie ogolonych. Doceniają różnorodność. Powstają fajne filmiki, koszulki, memy, głównie też śmieszne. Dodatkowo są kosmetyki dla facetów, których mi brakowało. Komercja? Tak, ale to że ktoś zwęszył biznes nie powoduje od razu, że trzeba to skreślać. Jest mi po potrzebne, mam gdzie iść strzyc moją brodę. Chociaż to wciąż ciężki temat.

Więc z czym mam problem? Pojawia się pewna kultura, a wraz z nią domorosłe blog gwiazdeczki które złapały szanse. No więc zapuszczają brodę, potem zaczynają gwiazdorzyć wiecie, złapią jakąś 16stkę co leci na brodę. Najgorsze jest to, że zaczynają na poważnie pieprzyć! Jezu i to jak!
Cytat!:

" Najsławniejszym brodaczem świata jest sam Jezus Chrystus, zapuszczając brodę chcą nie chcąc stajemy się do niego podobni. "

Wybaczcie, nie przytoczę bloga... jednak jak to czytam to nie wiem czy się śmiać, czy płakać. Wiecie co zrobię? Prychnę. (sprawdziłem w słowniku znaczenie na wszelki wypadek)

Zapuszczając brodę, nie staniesz się wikingiem, nie staniesz się twardzielem, opiekunem rodziny, przywódcą, człowiekiem sukcesu czy mesjaszem. W żaden sposób nie staniesz się lepszy, nie czyni cię też lepszym irokez, dredy, kolczyki, tatuaże, solarium lub jego brak...
Kurde zapuszczając brodę, masz brodę. Tylko tyle. Nie stajesz się automatycznie lepszym człowiekiem. Nim się stajesz, dziennie pracując nad sobą, będąc doskonalszy z dnia na dzień. Broda ci nic nie da. Gadając takie głupoty, stajesz się pośmiewiskiem.

Ćwiczenie nr 2.
Podchodzisz do lustra i mówisz: "Kolor koszulki, zespół którego słucham, broda tatuaże, nie dają mu cech charakteru, nie czynią mnie lepszym. Jest to tylko wizja samego siebie, którą realizuje. To czyny czynią mnie lepszym."

3. Grając w tą grę jestem lepszy, inni to pozerzy!

Ludzie, marnujecie swoje życie. Serio. Każdego dnia. Włączasz konsolę, grasz w gry, grasz w RPG, bitewniaki.Oglądając sport, łowiąc ryby, składając modelę, spełniasz się, kochasz to, masz do tego pełne prawo. Jesteś w tym serio dobry? Gratuluje determinacji. Nawet chodząc na siłownie itd. W jakimś tam sposób marnujesz czas, podczas którego możesz ratować ludzi od głodu w Afryce. Powtórzę, masz do tego prawo!

To co mnie wkurza, to wmawianie sobie, że jest się lepszym bo ma się takie a nie inne hobby. Ba nawet w ramach jednego zajęcia, ludzie szukają pretekstu by pokazać innym, że są lepsi.
Idealnym przykładem są gry RPG. Wiecie, te papierowe. Faktycznie mają one trochę walorów edukacyjnych, w różny sposób rozwijają, fajnie się przy nich spędza czas. Jednak ludzie lubią się dowartościowywać, mówiąc że to sztuka. Dodatkowo dodają walorów całej społeczności, ciągle gadając że ludzie grający w rpg to ludzie inteligentni, uczciwi i mądrzy. Chętnie widzą swoje hobby na piedestale. Dodatkowo, wybierając daną grę powtarzają jak to inne gry są beznadziejne,a inni ludzie są gorsi  bo grają w gorszą grę. Czasem to brzmi, jak tłumaczenie w stylu "Tak jestem żałosny, ale tamci są bardziej, bo to co robię ma głębię!".

Powiem tak, człowieku grasz w gre. Marnujesz swoje życie, nie czyni cie to lepszym. Po prostu to forma, w jakiej lubisz spędzać czas. To że ty grasz w swoje elfiki, nie znaczy że jesteś lepszy od kogoś kto ogląda sport, czy ćwiczy mma. Po prostu taki jesteś. Rób to dlatego że to kochasz, że się w tym odnajdujesz, a nie dlatego, że czujesz się przez to lepszy od innych. Serio tak masz? Pomyśl jak beznadziejny jesteś. Rpg, planszówki, siłownia, sporty walki nie czynią cię lepszym człowiekiem. To twoja determinacja i czyny to robią.
Można grać w rpg i kraść, ćwiczyć mma i nie pomóc kloszardowi którego kopie jakiś leszcz bo został poproszony o bułkę. To twoje czyny czynią cie lepszym.

Ćwiczenie nr 3. Stań przed lustrem i powiedz: Granie w gry, ćwiczenia, czytanie, malowanie, czy inne zajęcia, nie czynią mnie lepszym od innych. Chce tak spędzać czas, bo w tym się odnajduje. Tylko moje czyny czynią mnie lepszym. To ja wybieram jak marnuje swój czas, nie muszę wmawiać innym że to czyni mnie lepszym. Nie potrzebuje wymówek dla swojej pasji. To moja sprawa.


 Nie jestem superbohaterem, ale mam jaja by się do tego przyznać


To moje motto. Ćwiczę by ćwiczyć, to że nie wyglądam jak bóg to moja wina, za mało determinacji, chce dać z siebie więcej. Nie będę się tłumaczyć. Mam odwagę to powiedzieć.
Mam brodę, mam bo mam nie powoduje to tego, że jestem lepszy. Nie jestem też przez to, mesjaszem,wykingiem. Mam też tatuaże i tunele, nie potrzebuje ideologii by je mieć, mistycznych znaczeń itd. Mam bo chce tak wyglądać. To że je posiadam, nie czynią mnie lepszym. To że daje z siebie wszystko już tak.
Gram w rpg, planszówki, dużo czytam, lubię ambitne kino, sport. To że tak mam, nie powoduje że jestem lepszym człowiekiem od innych. To że pomogę staruszce, lub sąsiadowi np wnieść węgiel już tak.

Wiecie czemu to piszę? Bo nie chce być dopisywany do ideologii, do ładowania sobie ego, przez ludzi którzy w środku są wydmuszkami. Po prostu jestem jaki jestem, nie muszę wam tłumaczyć dlaczego. Też bądźcie tacy, jacy chcecie być, nie szukajcie wymówek i dowartościowania się. Wtedy to wszystko traci sens.


wtorek, 29 lipca 2014

Alter Podróbka - Krystaliczny Weizen

Alter Beer, podróbka AleBrowaru dla Żabki. Czyli jak nasz zielony płaz próbuje odgryźć kawałek tortu, na rynku piw alternatywnych;).
Dobra dziś się nudziłem, nawet bardzo. Przede mną książka Straż, Straż po angielsku... Brakowało mi piwa. Szybki kurs do Żabki i biorę to co zawsze. Mówie o piwie porter, uwagę moją jednak zwróciła etykieta której obrazek przypominał kartę, ze starej gry, Wiochmen Rejestr... Filtrowane pszeniczne? Niby dziwny pomysł, jednak już piłem tego typu wynalazki.
Jest parno, duszno tak, że gdybym był homarem, to bym się ugotował. Biorę... z pełną świadomością plagiatu... 2 godziny w lodówce, czas na werdykt.

Zapach 3/5 - Poprawnie, wyraźnie. Mocne banany z nutą goździków. Brak wyczuwalnych wad.

Wygląd 2/4 . Klarowny szampan, robi bardzo dobre wrażenie. Przypomina jednak bardziej kolor cydru niż piwa.

Piana 3/4 Na początku bomba, potem coraz gorzej.... i ucieka bardzo szybko jak na pszenice


Smak 10/15 Trochę płasko, za mało wyraziście... jednak solidnie i ok.Potem piwo eksponuje swoje wady, smakuje lekko cydrem, oprócz bananów właśnie wkradają się jabłka. Tło alkoholowe, moim zdaniem burzą kompozycje.


Odczucie w ustach 5/6 Czuje coś co mogę nazwać, strukturą gumy do żucia. Nie wiem jak to wytłumaczyć, ale mam takie wrażenie jak by przed chwilą żułem taką gumę. Jednak piwo jest lekkie, bardzo dobrze pijalne, wręcz idealne na ciepłe wieczory, nie jest też prze-gazowane.



Ogólne wrażenie 4/6 Bez emocji, za tospokojnie i solidnie. Szczerze zaskoczyłem się. Nie jest to piwo na miarę Ale Browaru. Natomiast zdecydowanie, kiedy mam kupić pszenice, to kupie to, a książęce ominę szerokim łukiem.

27 na 40


środa, 23 kwietnia 2014

6 piw... które kupuje na codzień. Czyli, które piwo z Żabki polecam?

Czytając różne blogi, ludzie często myślą "O boże, a gdzie to kupić", albo "U mnie nie ma solidnego sklepu, niby skąd mam to wziąć". Piwa solidne nie muszą być ani drogie, ani ciężko dostępne. Można trafić, na naprawdę dobre piwo, w zwykłym sklepie Żabka. Oto mały ranking/przekrój piw, które pijam na, kupując je właśnie w tym małym płazo/sklepie.

Top 6!

6. Miłosław Koźlak - Dobry, solidny bock, czyli koźlak. Piwo alkoholowe, z wyraźnym smakiem słodowym, lecz dobrze zbalansowane. Nie wybitne, jednak można brać w ciemno.

5. Pilsner Urquell - Dementuje, to piwo nie jest gorzkie. Jest lekko goryczkowe, natomiast jest to zdecydowanie wzorowy przykład stylu. Nie jest najlepszym reprezentantem, natomiast historia tego piwo, jego smak, wygląd, są ok.

4. Seria Książęce Ciemne Łagodne/Czerwony Lager - Zdecydowanie najlepsze z serii, nie wybitne, jednak zawsze solidne.

3. Paulaner w wersji Dunkel - Ciemniejszy Paulaner trafia w mój gust. Koleje solidne piwo, jednak nie wybitne.

2. Portery Żywiecki/Komes - Dwa doskonałe piwa, zdecydowanie warte polecenia. Warte też leżakowania. Dwa portery leczą duszę! Kupuje zawsze dwa, jeżeli chce czytać książkę. Komes po roku leżenia w szafie, staje się bardzo dobrym wytrawnym piwem, moim zdaniem wartym 2x wartość zakupu.

1. Bojan Black IPA - W tej wersji Bojan dla mnie to hit. Pierwsza warka faktycznie była beznadziejna. Na pewno niebyła black IPA. Obecnie, Bojan to Black IPA pełną gębą, lekko palone, z cudownym chmielem wyczuwalnym w goryczce, o wspaniałym cytrusowym aromacie. Szukacie piwa z chmielem? Zapomnijcie o Perłach czy innych pomysłach. TO JEST PIWO Z CHMIELEM. Może nie ma go najwięcej, może nie jest najwybitniejsze, jednak idę do Żabki, ściągam z półki... Black IPA. No i to uczucie, kiedy kobieta ściąga dla mnie, to piwo z półki... Wie co lubie:)


wtorek, 22 kwietnia 2014

NIE-recenzja piwa Książence Burgundowe.


Nie traktujcie tego tekstu jak recenzji. Mówię od razu, nienawidzę tego smaku... Chodzi o biszkopty w piwie. Na nieszczęście, Książęce Burgundowe, idzie w tym kierunku.
Czym jest to piwo? Kolejny nudny do granic możliwości lager, miał w założeniu zostać zastąpiony trójsłodowcem. Marketingowcy stwierdzili, że okres wydania jest zimowy, więc trzeba coś dodać... no i dodali, dziką różę. Brawo za odwagę, kolejny lager... tyle że z dżemem.

Słodki, lekko korzenny smak, w tym wypadku łączy się z biszkoptami. Wszystko psuje mocna alkoholowość, lub nie tyle mocna, co nie pasująca do kompozycji. 

Zapach 2,5/5 - Karmel, biszkopt, lekka wanilia, wyraźny słód. Chmiel? Tradycyjnie biednie.

Wygląd 3/4 - Dobra, kolor jest ładny, wyrazisty.

Piana 2,5/4 - Śliczna, drobna, a po chwili całkowicie znika.


Smak 6/15 - Pałam szczerą nienawiścią do tego smaku. Karmel, biszkopt, lekka nuta owoców, paskudna alkoholowość. Czasem bardzo lubię alkohol w smaku, tutaj się on nie komponuje.

Odczucie w ustach 2/6 -  Wysycenie, tradycyjnie za duże. Nie rozumie, czy im zależy na bólu brzucha? Alkohol bardzo przeszkadza, nie wypiłem do końca.

Ogólne wrażenie 2/6 - Nie, nie, nie... Niech zginie zapomniane.

Ocena Końcowa 18/40Nie jest to subiektywne, ten styl, ten smak, to całkowicie nie moja bajka. Tortura prawie taka sama, jak przy Grands Porter z Papryką. Nie polecę nikomu... jednak może to fakt, że nienawidzę tego smaku, szczerze i z całego serca... Być może, to coś dla was?

Czas na powrót... - Wejście smoka! Voodoo Doughnut Chocolate, Banana & Peanut Butter Ale!



Wiem, dawno mnie nie było. Co nie znaczy, że nie piłem piwa:P. Ilość zdarzeń i obowiązków, po prostu przekroczyła moje możliwości. Czas to nadrobić, jak również czas wynagrodzić wam tą nieobecność. Dziś coś mocno, specjalnego!

Voodoo Doughnut to bardzo sławne miejsce. Ich pączki często pojawiają się na dorocznych listach tych najdziwniejszych, jak i najsmaczniejszych. Ba, sławny pączek, syropem klonowym i bekonem był nawet prezentowany swego czasu w naszym rodzimym Teleekspresie. Niech was to nie dziwi, w końcu zgodnie, z amerykańskim powiedzeniem "Wszystko z bekonem jest lepsze".

Rogue to genialny amerykański browar, o wiele lepszy niż każdy browar w Polsce. Dziwi was to? Niech przestanie, amerykańskie browarnictwo wyprzedza nas, o lata świetlne.

Tym razem, ekipa Rogue zabrała się nie za sławny pączek z bekonem, a za Memphis Mafia doughnut (cytując "Fried dough with banana chunks and cinnamon covered in a glaze with chocolate frosting, peanut butter, peanuts and chocolate chips on top!"). Brzmi ciekawe? To teraz wyobraźcie sobie piwo:). 


Zapach 3,5/5 - banany i czekolada, w tle gdzieś tam leciutko cytrusowo, jednak zapach o tyle subtelny, że można go pominąć. Plus słód, lekka kawa, czekolada. Bukiet ciekawy, jednak dość słaby.

Wygląd 3/4 . Brązowe i mętne, nie można powiedzieć że wybitne.

Piana 2,5/4 Na początku ładna, potem szybko znika. Nic wybitnego.


Smak 13/15 Tu wreszcie się coś dzieje. Czuć delikatną nutę banana, orzechy, bardzo lekka nuta czekolady, kawy, rodzynek. Smak jest bardzo mocny, czuć go dość długo.

Odczucie w ustach 5/6 Doskonale pijalne, odpowiednio wysycone, bardzo przyjemne. Czuć coś w rodzaju ciastka z masłem orzechowym i bananami. Jednak na końcówce dość płaskie.


Ogólne wrażenie 5/6 Raz w życiu musisz spróbować. Jednak tylko raz. To nie jest bardzo dobre piwo, to jest piwo niesamowicie ciekawe.

Ocena Końcowa 32,5/40
Raz musisz spróbować! Za ponad 60 zł, raz i nigdy więcej.:)

czwartek, 5 grudnia 2013

Numenera - prawie jak recenzja....


Nie mam doświadczenia w recenzjach. Więc wypocinki są jakie są. :]


Kiedy zaczynałem czytać o Numenerze, wiedziałem że ten system będzie mój. Brzmiał wręcz jak napisany dla mnie. Daleka przyszłość, jednak tak daleka że technologia została dawno zapomniana. To co pozostało to relikty tak tajemnicze i zadziwiające dla ludzkości, że są dla nich magią. Mechanika Storytellingowa, nie w polskim słowa znaczeniu, lecz tym prawdziwym ;) (stwierdzenie jak kij w mrowisko, jednak moja prawda jest najmojsza). Świat do eksploracji, dużo zasad które częrpią garściami z homerulsów najlepszych mistrzów gry...


Zapowiadało się niesamowicie, a to co dostałem takie właśnie jest! To gra roku, mówcie co chcecie, ale tak jest.
Gra jest wydana pięknie, ilustracje są spójne, a edycja w sam raz. Polskich purystów czepiaczy pewnie będzie razić brak wyjustowania, jednak od dawna twierdze że dobry podręcznik justowany być nie musi, trzeba go dobrze złożyć i tyle. Czyta się go świetnie, mechaniczna część jest bardzo jasna i podzielona na dwie części. A mechanika jest wręcz idealna. Zaskoczy ona wielu, na prawdę odwraca ciężar gry, pozwalając mistrzowi gry skupić się na historii. Jest to ten typ mechaniki, gdzie gracze muszą ją znać, ale co najlepsze oni ją chcą znać i chcą używać. Lekkie podejście indie do d20 powoduje prawdziwą magię na sesji.


A jak to wygląda? Poziom trudności zawiera się w wartościach od 0-10. Testy na zero zdawane są automatycznie. Mistrz gry podaje poziom trudności, np 4. Mnoży się go razy 3... więc gracz musi wyrzucić 12 i powyżej by zdać test. Na tym kończy się rola mistrza gry. Tak, to tyle! Mistrz gry podaje tylko poziom trudności. W żadnym wypadku nie rzuca, nie kombinuje nie obchodzi go nic.
Gracz może modyfikować tą wartość. Obniża ją o wartość danej umiejętności, użyć może artefaktu zwanego bodajże (Cypher), a także stwierdzić że chce poświęcić więcej... i obniżając wartość danej cechy, może obniżyć o poziom trudność testu. Np odpisując 3 od might powoduje, że poziom trudności w walce wynosi nie 4, a trzy; posiada umiejętność walki na dwa obniża więc test z trudności 3 (trudność testu 9), na trudność 7, a potem może użyć przedmiotu (cyphery są jednorazowe)... i obniżyć to np do wartości 3(trudności jeden). Może trochę zamieszałem, ale to na prawdę proste. Powoduje to też efekt, w którym gracz zastanawia się czy poświęcić coś, aby mieć większą pewność... Jednak nie poświęca tego bezkarnie, gdyż pule się wyczerpują i są jednocześnie punktami życia. Oczywiście, pule się odnawiają. Gracz musi odpowiednio wyważyć, ryzyko.

 I tak działa cała mechanika! Zawsze rzuca gracz, podczas walki testuje atak, a w turze przeciwnika testuje obronę itd. Mistrz gry nie rzuca nigdy! Dzięki temu nie może oszukiwać, mieszać, a także nie zajmuje się mechaniką skupia się na sesji.
Jest to jeden, z najlepszych mechanizmów na d20, jaki widziałem. Dodam że widziałem ich pełno. Daje kupe satysfakcji. Do tego dochodzą oczywiście takie rzeczy jak:  modyfikatory, zasady specjalne, itd... jednak są opcjonalne. Cały core zawarty jest w kilku punktach, dodatkowo w podręczniku jest napisane jasno... Wystarczy przestrzegać tych punktów by grać w Numenere. Nie ma złotej zasady i całe szczęście.


Było o mechanice... może trochę za wcześnie, gdyż nie napisałem o istotnej kwestii. Postacie... Tworzenie postaci jest też dobrze przemyślane. Wybieramy praktycznie trzy słowa... Pierwsze określa profesje, drugie określa to jaka ta postać jest... trzecie jej umiejętność szczególną. Na pierwszej pozycji mamy do wyboru wojownika, maga i jack (łączy obie profesje). Na drugiej takie cechy jak... twardy, wykształcony. Ostatnia pozycja to szczególna umiejętność. Taka jak, walka dwiema broniami, posiadanie bestii, magnetyzm. Powoduje to coś świetnego... Tworzymy Łotrzyka (jack), skrytego, walczącego dwiema broniami. Świetne, gdyż prosto pozwali nam to określić postać. Jednak to nie koniec możliwości... Przy każdej z tych pozycji wybieramy dodatkową opcje. Czyli Nano może być pół cyborgiem, zdobywając doświadczenie przez nowe chipy, albo może być mistykiem czerpiącym moc z wiedzy itd. Przy charakterze nasza postać dostaje opcje startu fabularnego która łączy się często z innym graczem, a wybierając umiejętność dostajemy wadę np: będąc treserem bestii, nasza bestyjka nienawidzi jednego z graczy, lub walcząc obiema broniami, mając przy boku wybranego gracza dostajemy bonusy. Dzięki temu drużyna jest ciekawsza i bardziej związana. Jednak to nie koniec, wisienką na torcie są odity, przedmioty, które posiada każdy z graczy. Są one wyjątkowe i dodają klimatu. Dostajemy płachtę która zawsze powiewa, lub pudełko z małym zespołem grającym jak się je otworzy, albo medalion z kołami zębatymi które się poruszają.


System też dobrze rozwiązuje kwestie doświadczenia, gracz dostaje go dużo, nawet bardzo. Dodatkowo mistrz gry może dawać graczowi doświadczenie za dodatkowy efekt. Np gracz pije wino, mg stwierdza że da graczowi jeden punkt pd za to że gracz się upija. Oczywiście gracz może odmówić.
Rozdawanie pd jest też rozwiązane tak, że dając punkt doświadczenia, jeden jest dla gracza, a drugi dla towarzysza. Gracz sam rozdaje tego pd. Więc więzy w drużynie się zacieśniają.
System posiada też dużą wadę, w tym miejscu. Brak jest rozdzielenia punktów pd na różnego typu. Gdyż rozdaje się je na różne cele, od przerzutów, przez kwestie fabularne, a także rozwój postaci. Gracze nie wyczuwają proporcji, jak powinni rozdawać punkty, najczęściej je przekazując na rozwój postaci. Idealnym rozwiązaniem jest rozdzielenie ich na trzy części, a także rozdawanie ich w ten sposób. Jednak rozwiązanie to nie jest mechanicznie, a ten pomysł zwyczajnie nie działa.


Możliwości tworzenia są bardzo duże, można stworzyć na prawdę wyjątkową postać, np He mana (wojownik walczący mieczem, bez zbroi z bestią), czy wręcz robota maga... ( nie nazywanego w systemie robotem). Stworzenie gorejącego człowieka, nie jest problemem.
Dodatkowo, to jeszcze nie koniec, zaawansowane zasady oddają w nasze ręce obce rasy, a także mutantów. O ile mutanci, to całkiem niezły pomysł, to obce rasy mnie nie przekonują. Psują realia, nie pasują do klimatu tworzonego przez podręcznik. Ba prawie w ogóle nie pojawiają się nawet na ilustracjach, są znikąd. Pomysł słabo trafiony.




Świat jest bardzo dobry, wymieszane średniowiecze, z nanotechnologią. Przypomina trochę Gwiezdne Wojny w swej stylizacji  z planet mniej rozwiniętych. Czyli coś co jest prymitywne, miesza się z technologią. Przypomina to trochę starą fantastykę, ale z dobrym gustem. Nawet okładka trochę przypomina filmy z lat 80tych. Pomysły na lokacje są fantastyczne, od miasta setek mostów, przez potężne twierdze do miast unoszących się w przestworzach.Wszystko bardzo ciekawe, ale jednocześnie pozostawia puste miejsca. Największą zaletą jest tona inspiracji. Czytając podręcznik, od razu pojawiają się od razu pomysły na sesje.

Jego głównym rdzeniem jest założenie, że bardzo skomplikowana technologia, jest tak niezrozumiała dla ludzi, że może stać się magią. Czym to się objawia? Otóż nasz nano (czyli mag), może rzucać pioruny. Jednak tak na prawdę może się okazać że nie prosi bogów o moc, a używa pierścienia z którego małe nanoboty lecą do celu i rażą go prądem. Jednocześnie nasz mag, jest absolutnie przekonany że to magia. Wpływa to też na świat. Bestie to często genetyczne krzyżówki, pół-maszyny, a otoczenie to pozostałości po starych technologiach. Ba takie latające relikty, są (Uwaga Spoiler) Terramorferami. Co to daje? Coś naprawdę mocnego. Wystarczy sobie wyobrazić awarie reliktu. Mieszkająca tam społeczność, nagle zostaje zasypana śniegiem, a kraina miodem i mlekiem płynąca, zamienia się w piekło. Ludzie oskarżają się na wzajem, szukają winnych... Bohaterowie postanawiają udać się do świętego reliktu i przekonać bogów w nim śpiących, by przywrócili dawny stan, natomiast w relikcie spotykają... Widzicie? Od jednego pomysłu, od razu powstaje sesja rpg. Dodatkowo nie każdy relikt musi być terramorferem. Tutaj pozostaje dla mg pewna dowolność. Są luki które może wypełnić.
Oczywiście nie brakuje nam krain, państw, ich problemów politycznych. Zdaje się to jednak być na drugim planie. Dużo ciekawsze są właśnie te małe smaczki settingu, które podążają za mottem systemu. Sam świat jest cofnięty do ery średniowiecza, mieszając różne elementy z innych epok. Jest to potężny misz masz. Patrząc na świat, nie widzimy konkretnej epoki czy miejsca, raczej jest to pejzaż złożony z różnych elementów. Nic nie szkodzi, by umieścić tam elementy z „Amber“, czy „Pana Lodowego Ogrody“, , czy z „Umierającej Ziemi“. W tym systemie czuć starą fantastykę, a także tą odległą od Tolkiena. Czuć też dużą wolność w kreacji świata.
Należy też dodać, że głównym zadaniem, jest właśnie eksploracja świata. Jeżeli chodzi o setting, nie jest wielkim odkryciem. Jest szyty na miarę, a także w pełni oddaje to czym jest ta gra. Czuć że gra powinna bardziej skupiać się na niesamowitości świata, a nie na polityce. Jest oczywiście na nią miejsce, jednak ciężko stwierdzić, że wysuwa się na pierwszy plan. To nie system dla intrygantów.

Wiadomo, w podręczniku pojawia się bestiariusz, szczerze dość skąpy. Rozdział mistrza gry, który jest poprawny, a także przygody... które są co najwyżej średnie.


Chce dodać coś do hejtingów:
1) Czy Numenera jest seksistowska - Oskarża się Numenere o seksizm, nie nie jest seksistowska. Nie ma widocznego stawiania mężczyzn nad kobiety. Pojawia się tylko jedna kontrowersyjna bestia.
2) Ten system odniósł sukces na Kickstarterze, za tyle pieniędzy powinien mieć wszystko - DnD zarobiło więcej! A Numenera jest tym czym obiecała być. Systemem, o odkrywaniu świata.



Szczerze polecam. Mój ulubiony system.


10/10!