czwartek, 5 grudnia 2013

Numenera - prawie jak recenzja....


Nie mam doświadczenia w recenzjach. Więc wypocinki są jakie są. :]


Kiedy zaczynałem czytać o Numenerze, wiedziałem że ten system będzie mój. Brzmiał wręcz jak napisany dla mnie. Daleka przyszłość, jednak tak daleka że technologia została dawno zapomniana. To co pozostało to relikty tak tajemnicze i zadziwiające dla ludzkości, że są dla nich magią. Mechanika Storytellingowa, nie w polskim słowa znaczeniu, lecz tym prawdziwym ;) (stwierdzenie jak kij w mrowisko, jednak moja prawda jest najmojsza). Świat do eksploracji, dużo zasad które częrpią garściami z homerulsów najlepszych mistrzów gry...


Zapowiadało się niesamowicie, a to co dostałem takie właśnie jest! To gra roku, mówcie co chcecie, ale tak jest.
Gra jest wydana pięknie, ilustracje są spójne, a edycja w sam raz. Polskich purystów czepiaczy pewnie będzie razić brak wyjustowania, jednak od dawna twierdze że dobry podręcznik justowany być nie musi, trzeba go dobrze złożyć i tyle. Czyta się go świetnie, mechaniczna część jest bardzo jasna i podzielona na dwie części. A mechanika jest wręcz idealna. Zaskoczy ona wielu, na prawdę odwraca ciężar gry, pozwalając mistrzowi gry skupić się na historii. Jest to ten typ mechaniki, gdzie gracze muszą ją znać, ale co najlepsze oni ją chcą znać i chcą używać. Lekkie podejście indie do d20 powoduje prawdziwą magię na sesji.


A jak to wygląda? Poziom trudności zawiera się w wartościach od 0-10. Testy na zero zdawane są automatycznie. Mistrz gry podaje poziom trudności, np 4. Mnoży się go razy 3... więc gracz musi wyrzucić 12 i powyżej by zdać test. Na tym kończy się rola mistrza gry. Tak, to tyle! Mistrz gry podaje tylko poziom trudności. W żadnym wypadku nie rzuca, nie kombinuje nie obchodzi go nic.
Gracz może modyfikować tą wartość. Obniża ją o wartość danej umiejętności, użyć może artefaktu zwanego bodajże (Cypher), a także stwierdzić że chce poświęcić więcej... i obniżając wartość danej cechy, może obniżyć o poziom trudność testu. Np odpisując 3 od might powoduje, że poziom trudności w walce wynosi nie 4, a trzy; posiada umiejętność walki na dwa obniża więc test z trudności 3 (trudność testu 9), na trudność 7, a potem może użyć przedmiotu (cyphery są jednorazowe)... i obniżyć to np do wartości 3(trudności jeden). Może trochę zamieszałem, ale to na prawdę proste. Powoduje to też efekt, w którym gracz zastanawia się czy poświęcić coś, aby mieć większą pewność... Jednak nie poświęca tego bezkarnie, gdyż pule się wyczerpują i są jednocześnie punktami życia. Oczywiście, pule się odnawiają. Gracz musi odpowiednio wyważyć, ryzyko.

 I tak działa cała mechanika! Zawsze rzuca gracz, podczas walki testuje atak, a w turze przeciwnika testuje obronę itd. Mistrz gry nie rzuca nigdy! Dzięki temu nie może oszukiwać, mieszać, a także nie zajmuje się mechaniką skupia się na sesji.
Jest to jeden, z najlepszych mechanizmów na d20, jaki widziałem. Dodam że widziałem ich pełno. Daje kupe satysfakcji. Do tego dochodzą oczywiście takie rzeczy jak:  modyfikatory, zasady specjalne, itd... jednak są opcjonalne. Cały core zawarty jest w kilku punktach, dodatkowo w podręczniku jest napisane jasno... Wystarczy przestrzegać tych punktów by grać w Numenere. Nie ma złotej zasady i całe szczęście.


Było o mechanice... może trochę za wcześnie, gdyż nie napisałem o istotnej kwestii. Postacie... Tworzenie postaci jest też dobrze przemyślane. Wybieramy praktycznie trzy słowa... Pierwsze określa profesje, drugie określa to jaka ta postać jest... trzecie jej umiejętność szczególną. Na pierwszej pozycji mamy do wyboru wojownika, maga i jack (łączy obie profesje). Na drugiej takie cechy jak... twardy, wykształcony. Ostatnia pozycja to szczególna umiejętność. Taka jak, walka dwiema broniami, posiadanie bestii, magnetyzm. Powoduje to coś świetnego... Tworzymy Łotrzyka (jack), skrytego, walczącego dwiema broniami. Świetne, gdyż prosto pozwali nam to określić postać. Jednak to nie koniec możliwości... Przy każdej z tych pozycji wybieramy dodatkową opcje. Czyli Nano może być pół cyborgiem, zdobywając doświadczenie przez nowe chipy, albo może być mistykiem czerpiącym moc z wiedzy itd. Przy charakterze nasza postać dostaje opcje startu fabularnego która łączy się często z innym graczem, a wybierając umiejętność dostajemy wadę np: będąc treserem bestii, nasza bestyjka nienawidzi jednego z graczy, lub walcząc obiema broniami, mając przy boku wybranego gracza dostajemy bonusy. Dzięki temu drużyna jest ciekawsza i bardziej związana. Jednak to nie koniec, wisienką na torcie są odity, przedmioty, które posiada każdy z graczy. Są one wyjątkowe i dodają klimatu. Dostajemy płachtę która zawsze powiewa, lub pudełko z małym zespołem grającym jak się je otworzy, albo medalion z kołami zębatymi które się poruszają.


System też dobrze rozwiązuje kwestie doświadczenia, gracz dostaje go dużo, nawet bardzo. Dodatkowo mistrz gry może dawać graczowi doświadczenie za dodatkowy efekt. Np gracz pije wino, mg stwierdza że da graczowi jeden punkt pd za to że gracz się upija. Oczywiście gracz może odmówić.
Rozdawanie pd jest też rozwiązane tak, że dając punkt doświadczenia, jeden jest dla gracza, a drugi dla towarzysza. Gracz sam rozdaje tego pd. Więc więzy w drużynie się zacieśniają.
System posiada też dużą wadę, w tym miejscu. Brak jest rozdzielenia punktów pd na różnego typu. Gdyż rozdaje się je na różne cele, od przerzutów, przez kwestie fabularne, a także rozwój postaci. Gracze nie wyczuwają proporcji, jak powinni rozdawać punkty, najczęściej je przekazując na rozwój postaci. Idealnym rozwiązaniem jest rozdzielenie ich na trzy części, a także rozdawanie ich w ten sposób. Jednak rozwiązanie to nie jest mechanicznie, a ten pomysł zwyczajnie nie działa.


Możliwości tworzenia są bardzo duże, można stworzyć na prawdę wyjątkową postać, np He mana (wojownik walczący mieczem, bez zbroi z bestią), czy wręcz robota maga... ( nie nazywanego w systemie robotem). Stworzenie gorejącego człowieka, nie jest problemem.
Dodatkowo, to jeszcze nie koniec, zaawansowane zasady oddają w nasze ręce obce rasy, a także mutantów. O ile mutanci, to całkiem niezły pomysł, to obce rasy mnie nie przekonują. Psują realia, nie pasują do klimatu tworzonego przez podręcznik. Ba prawie w ogóle nie pojawiają się nawet na ilustracjach, są znikąd. Pomysł słabo trafiony.




Świat jest bardzo dobry, wymieszane średniowiecze, z nanotechnologią. Przypomina trochę Gwiezdne Wojny w swej stylizacji  z planet mniej rozwiniętych. Czyli coś co jest prymitywne, miesza się z technologią. Przypomina to trochę starą fantastykę, ale z dobrym gustem. Nawet okładka trochę przypomina filmy z lat 80tych. Pomysły na lokacje są fantastyczne, od miasta setek mostów, przez potężne twierdze do miast unoszących się w przestworzach.Wszystko bardzo ciekawe, ale jednocześnie pozostawia puste miejsca. Największą zaletą jest tona inspiracji. Czytając podręcznik, od razu pojawiają się od razu pomysły na sesje.

Jego głównym rdzeniem jest założenie, że bardzo skomplikowana technologia, jest tak niezrozumiała dla ludzi, że może stać się magią. Czym to się objawia? Otóż nasz nano (czyli mag), może rzucać pioruny. Jednak tak na prawdę może się okazać że nie prosi bogów o moc, a używa pierścienia z którego małe nanoboty lecą do celu i rażą go prądem. Jednocześnie nasz mag, jest absolutnie przekonany że to magia. Wpływa to też na świat. Bestie to często genetyczne krzyżówki, pół-maszyny, a otoczenie to pozostałości po starych technologiach. Ba takie latające relikty, są (Uwaga Spoiler) Terramorferami. Co to daje? Coś naprawdę mocnego. Wystarczy sobie wyobrazić awarie reliktu. Mieszkająca tam społeczność, nagle zostaje zasypana śniegiem, a kraina miodem i mlekiem płynąca, zamienia się w piekło. Ludzie oskarżają się na wzajem, szukają winnych... Bohaterowie postanawiają udać się do świętego reliktu i przekonać bogów w nim śpiących, by przywrócili dawny stan, natomiast w relikcie spotykają... Widzicie? Od jednego pomysłu, od razu powstaje sesja rpg. Dodatkowo nie każdy relikt musi być terramorferem. Tutaj pozostaje dla mg pewna dowolność. Są luki które może wypełnić.
Oczywiście nie brakuje nam krain, państw, ich problemów politycznych. Zdaje się to jednak być na drugim planie. Dużo ciekawsze są właśnie te małe smaczki settingu, które podążają za mottem systemu. Sam świat jest cofnięty do ery średniowiecza, mieszając różne elementy z innych epok. Jest to potężny misz masz. Patrząc na świat, nie widzimy konkretnej epoki czy miejsca, raczej jest to pejzaż złożony z różnych elementów. Nic nie szkodzi, by umieścić tam elementy z „Amber“, czy „Pana Lodowego Ogrody“, , czy z „Umierającej Ziemi“. W tym systemie czuć starą fantastykę, a także tą odległą od Tolkiena. Czuć też dużą wolność w kreacji świata.
Należy też dodać, że głównym zadaniem, jest właśnie eksploracja świata. Jeżeli chodzi o setting, nie jest wielkim odkryciem. Jest szyty na miarę, a także w pełni oddaje to czym jest ta gra. Czuć że gra powinna bardziej skupiać się na niesamowitości świata, a nie na polityce. Jest oczywiście na nią miejsce, jednak ciężko stwierdzić, że wysuwa się na pierwszy plan. To nie system dla intrygantów.

Wiadomo, w podręczniku pojawia się bestiariusz, szczerze dość skąpy. Rozdział mistrza gry, który jest poprawny, a także przygody... które są co najwyżej średnie.


Chce dodać coś do hejtingów:
1) Czy Numenera jest seksistowska - Oskarża się Numenere o seksizm, nie nie jest seksistowska. Nie ma widocznego stawiania mężczyzn nad kobiety. Pojawia się tylko jedna kontrowersyjna bestia.
2) Ten system odniósł sukces na Kickstarterze, za tyle pieniędzy powinien mieć wszystko - DnD zarobiło więcej! A Numenera jest tym czym obiecała być. Systemem, o odkrywaniu świata.



Szczerze polecam. Mój ulubiony system.


10/10!

poniedziałek, 4 listopada 2013

Skarby polskiego Browarnictwa - PLON -Największe odkrycie tego roku!

Kormoran to taki browar, co robi piwo lekko ambitne, jednocześnie będące dobre i dla koneserów i dla zwykłego Ziutka. Czyli dla każdego coś dobrego, jednak daleko od ideału. Czasem kupie, bo wiem że to solidny towar. Jednak poza solidnością nie oferuje wiele. Tym większe było moje zdziwienie, kiedy spróbowałem tego piwa. Dużo większe niż kiedy przeczytałem, że mają zamiar je zrobić.
Tak zwana potocznie PIPA, czyli IPA na polskim chmielu, nie wyszła chyba nikomu idealnie. Ciągle było, z tymi piwami coś nie tak. Ciągle były tłumaczenia, że to wina polskiego chmielu, że nie da się, że to bardzo trudne.
Kormoran, postanowił sprostać, co ciekawe sprostał na medal! Nie jest to może najlepsza IPA jaką w życiu piłem, jednak twierdzę że za swoją cenę, nie ma równych.
Dowodem na to, jest też jego sprzedaż. Kiedy wchodziłem do sklepu, nie było go na półkach. Stało koło lady w kartonie, sprzedający poinformował, że piwo jest tak dobre, a jednocześnie tak szybko się sprzedaje, że jego wykładanie mija się z celem... Coś w tym jest!
Wypada by napisałem trochę więcej, piwo to jest zrobione bodajże z jednego gatunku chmielu, chmielone na mokro polską Sybillą. Chmiel pochodzi, z odratowanych plantacji przez Kormorana. Nie mam pojęcia na czym polega to odratowanie:], więc przechodzę do rzeczy.

Zapach 4/5 - Cytrusy, świeża trawa, zapach mokrych liści, wiosenny, nawet bardzo wiosenny. Czuć taki agrest, białe owoce. Polubiłem bardzo

Wygląd 4/4 . Piwo jest piękne pod każdym względem, barwa w sam raz, mętność bardzo lekka:)

Piana 4/4 Bardzo ładna, solidna, oblepiająca piana, dość intensywna. Jest śnieżno biała, baaardzo drobna.



Smak 12/15 Czuć przedłużenie zapachu, więc cytrusy, agrest, białe owoce, taka bardzo lekka słodycz, goryczka jest delikatna jak na IPA, bardzo mocna jak na piwo dla każdego. Jednak jej wartość jest wręcz idealna. To bardzo dobre piwo!

Odczucie w ustach 6/6 Doskonale pijalne, odpowiednio wysycone, bardzo przyjemne.


Ogólne wrażenie 6/6 Piwo niesamowite. Najlepsza polska IPA! Najlepsza polka PIPA, jedyna godna polecenia, z ręką na sercu.

36 na 40 - Jeżeli kochasz białe porzeczki, agrest zbierany na wsi, polskie łąki, uwielbiasz biegać po polanie pełnej kwiatów z ukochaną, w rześkim wiosennym wietrze, a także tęsknisz za słońcem KUPUJ!  Ba kup zapas! Duży zapas! Mokry chmiel, to produkt sezonowy, nie prędko będzie okazja!!!  Jedno z najlepszych piw produkowanych, w tym kraju. Tyskie niech się chowa i siedzi cicho.


środa, 30 października 2013

Bo moje rpg ma jedną nóżkę bardziej.


Tyle się mówi, że rpg łączy, że gra jest grą dla inteligentnych ludzi.Często przypinami sobie pozytywne cechy jak i całemu środowisku. "RPG-owcy łączmy się" słyszymy dumnie, tylko po to by za chwile usłyszeć, że twoja gra to gówno a ty nie potrafisz grać, a ten system jest do bani, a moje rpg jest prawdziwe. Czasami, oceniamy coś nie słusznie, bardzo szybko traktując kogoś jako osoby gorsze, tylko dlatego ponieważ używają (częstsze), lub nie używają mechaniki.


Abstrahując od tego jaka mechanika jest zła, a jaka jest dobra. Zastanawia mnie skąd się bierze, niechęć do walki w rpg, jednocześnie kiedy 90% dodatków, przygód, rpg, jest związana, z walką. Dlaczego mistrzowie gry, nie lubią prowadzić walk mechanicznych, mówiąc że w RPG nie chodzi o walkę... jednocześnie potrafią,  z niesamowitym zaangażowaniem prowadzić opisy walki... powodując, że walka trwa wieki i w ich mniemaniu jest bardziej realistyczna. W momencie kiedy szybka nie opisowa walka taktyczna, pozwala na szybkie ukończenie walki i zajęcie się fabułą, słychać głosy że takie podejście jest przeciwko fabule. Wiem żalę się, ale nie rozumie o co chodzi. Ludzi którzy sprowadzają walkę do prostych opisów, punktów, szybko ją kończą i ruszają dalej ku fabule, natomiast często są negowani, za to że liczy się tylko walka. Ludzie którzy sprowadzają walkę, a także jej opisy do postaci skrajnej, twierdzą że chodzi o fabułę.


Czy aż tak bardzo kochamy się dzielić, by nie szanować stylu gry kogoś innego. Czy aż tak bardzo chcemy być inni, a jednocześnie lepsi od innych, przypinając sobie łatkę "Prawdziwego RPG", oddzielając się tak od reszty? Zamiast zastanawiać się tak na  prawdę, po co ktoś używa jakiś narzędzi, przypinamy mu łatkę, często nie słuszną, opartą na stereotypie. Czy szukamy na siłę podziałów, nie zauważając zalet i wad różnych podejść i rozwiązań?

Wiem żalę się, ale jak słyszę po raz nty DDkowiec, Wodowec, Warhammerowiec, to mnie coś trafia. Żeby było śmieszniej teksty o tym, że kropki są bardziej seksowne, czy że mechanika to zło są mi znane od dawna. Od czasu mimów kiedy żyły i listowego flejmu. Jedni się wyzywali od Mrocznych onanistów, inni od nie prawdziwych rpgowców... Po co? Emocje były skrajne, w listach. Teraz weszło nam to w nawyk, w dobie internetu, obrażanie jest bardzo łatwe. Łatki przypina się jeszcze łatwiej. "Nie czytałem, nie grałem, jest beznadziejne bo gra się tak, a moje rpg jest lepszejsze"

Pytanie brzmi... po co wam te podziały, po co komu te łatki, czy nie łatwiej Zwyczajnie spróbować zrozumieć tą drugą osobę? Gra inaczej, zapewne dlatego, że to mu odpowiada. Gra w inną grę bo lubi. Nie jest, w żaden sposób osobą gorszą... Jednak wiele osób próbuje nawracać na swój styl, na swoją grę...

Czemu, o tym piszę... Kiedyś na imprezie RPG, małej i lokalnej, pojawił się chłopak, trzymał w ręku podręcznik dnd. Starzy wyjadacze, na hasło, że zaczyna grać i kupił swój pierwszy podręcznik, zaczęli się z niego nabijać i na siłę ściągać do innego systemu. Bo to co kupił to "gówno, nic nie warte a nie rpg, bo tu się w prawdziwe gry". Gdyby go nikt nie przygarnął, pewnie by się z branżą rozstał. Graliśmy razem kilka na prawdę dobrych sesji. Jednak teraz kiedy patrzę na wyniki sprzedaży 3ed dnd, a także na to że ci gracze gdzieś zniknęli, nie ma ich, widzę jak przez te podziały straciliśmy ich setki.

Wiem marudzę... Cóż pewnie ktoś mnie zhejci. Jednak dam malutką rade. Jeżeli ktoś podejdzie do was, ze swoim pierwszym podręcznikiem rpg, systemu który jest słaby, nie mówcie, że to kicha, zwyczajnie pogadajcie z nim. Próbujcie go wciągnąć, a nawet spróbujcie z tą osobą w tą grę zagrać. Ta osoba  trzyma w ręku, często coś co jest dla niej skarbem, pierwszy podręcznik RPG. W jego oczach, jest to najlepsza gra w jaką grał, lub zamierza grać. Przeczytał ją pewnie jednym tchem, a wy to zabieracie. Pamiętacie wasz pierwszy podręcznik? Co by czuliście gdyby, ktoś wam odebrał to uczucie?


sobota, 19 października 2013

Jak pokonał mnie Deathstalker 3, a ja się zemściłem wystawiając niską notę.


Wiem, miałem obejrzeć to wcześniej. Jednak nie dało się, jednocześnie przy tym filmie strzeliłem rekord nie udanych podejść. Powodów było wiele, jeden jest konkretny. Deathstalker 3 nie jest gorszym filmem, od dwóch poprzednich części. Jest bardziej nudnym, bezpłciowym, pozbawionym jaj filmem. Aktorstwo jest lepsze od dwójki, widać że się przyłożyli, ogląda się go jednak bardzo ciężko. Film stracił wszystko, za co kochało się ten film. Cały seks i cała ostrość zostały złagodzone! To tak jak by, wziąć Deathstalkera 1, pozbawić go otoczki Conana, seksu, a z Deathstalkera 2 wyjąć komedie... Wyobraźcie sobie serialowego nisko budżetowego Conana dla 13 latków, tym jest ten film. Wstęp jak podsumowanie? Niestety... Film jest nudny, bez sensu, w taki sposób, że nie nadaje się na zło-film!

Film reżyseruje, ponownie ktoś inny. Sprawdziłem tego człowieka, na Filmweb wyreżyserował łącznie trzy filmy, licząc nasz gniotek. Na IMDb jest trochę lepiej, dokładnie sześć. Nawet Jerzy Gruza zrobił więcej, a znamy jego dwa ostatnie gniotki. Dodam, że Deathstaker 3, to jego drugi film. Widać, a raczej czuć, bo jeżeli film jest poprawny, to jednocześnie jest całkowicie bez wyrazu.

Naszego bohatera gra John Allen Nelson, sam w sobie jakimś tragicznym aktorem nie jest. Jednak pasuje do swojej roli, jak pięść do twarzy. Każda cena sprawi, że tęsknimy za Rick'iem Hill'em. Mamy tu aktorzynę, rodem ze słonecznego patrolu, grającego łowce śmierci.


Dość! Fabuła!


Zaczynamy na festynie, wcześniej nie znany mag, oszukuje rolników. Jest to przyjaciel Deathstalkera, który zachowuje się jak 16sto latek. Pojawia się księżniczka, rozmawia z magiem. Ma kryształ, dokładnie jeden z trzech, które stanowią klucz do cudownego miasta. Festyn atakuje armia, bohaterowie uciekają. Księżniczka nakłania bohatera do pomocy, potem ginie, potem natrafiamy na jej siostrę, która bohater zwy-obraca. Oczywiście mamy złego maga, z kryzysem mocy, który budzi armie nieumarłych.
Oczywiście pozostałe dwa znajdują się, w zamku złego maga
Troxartesa.

Następuje bitwa, itd. Koniec.





Ocena
3/10 - ten film jest kiepski, nawet bardzo. Co ciekawe, patrząc dość obiektywnie, jest trochę lepszy od poprzedniej części, jednocześnie będąc nudnym....
3/10 w skali zło filmowej - mniej kwiatków, mniej zabawy, mniej radości.... Nie oglądajcie...!!! Rzućcie okiem na część 4-rtą. Wraca Rick Hall!

piątek, 4 października 2013

W poszukiwaniu piwnych ideałów - Westvleteren XII - Najlepsze piwo świata według www.ratebeer.com






To co widzicie, to nie jest zwykłe piwo. To nie jest jakiś tam... Atak chmielu, czy kolejny Pilsner. To piwo, to prawdziwa legenda. Jej legenda równa się wręcz jej cenie, a także temu jak ciężko je dostać.

Chociaż wszystko, to pochodzi głównie, z wyjątkowo trudnej dostępności, tego trunku. Praktycznie to cały proces. Trzeba, zadzwonić do Belgii, do ojczulków ,którzy warzą to piwo. Tam trzeba nagrać się, na sekretarkę. Z tego co pamiętam, automat prosi, o podanie nr rejestracyjnego samochodu. Po tym, dostajemy datę kiedy musimy tam przyjechać. Musi to być  ten samochód, z tą rejestracją, inaczej zapomnijcie. Dodatkowo możecie zabrać chyba skrzynkę piwa, ale nie tego którego chcecie. Bierzecie to, co jest. Najlepsza jest dwunastka. Trzeba mieć niesamowite szczęście by ją zdobyć. Dodatkowo, sprawę utrudnia, papier który trzeba podpisać, zakazujący handlu tym piwem.


Piwo, które otrzymałem jest wyjątkiem. Ojczulkowie musieli naprawić dach, raz w historii oddali to piwo do sklepów. Ponoć, też nie było łatwo. Trzeba było kupić gazetę, po którą ustawiały się kolejki, a także zdążyć kupić piwo... które się rozeszło w 15 minut!

To wszystko powoduje, że na czarnym rynku piwo potrafi osiągać kosmiczne sumy. Zaczynając od 75, na 200 zł kończąc. 

Piwo które pije, pochodzi właśnie z tego. Jest prze-leżakowanym egzemplarzem prosto z Belgii.  Otrzymałem je na urodziny.

No, to zaczynamy.



Zapach 5/5 Cudowny aromat wina, jasnych owoców, jabłek, moreli, winogron. Do tego słodkie aromaty syropu klonowego, czekolady, lekko czuć rum. Jest bardzo aromatyczne. Jest to coś wartego uwagi, prawdziwy ideał. Czuć też aromat ziół, odrobinę aromatu świeżo ściętej dębiny.

Wygląd 2/4 . Mętny brąz, z zawiesiną. W środku pływają, jakieś dziwne kawałki. Prawdopodobnie białkowe odpady, będące wynikiem leżakowania. Jest nie najlepiej, można to zrzucić na karb leżakowania. Dodaje pół punktu, za to, że było leżakowane.

Piana 2/4 Piana ładna, znika natychmiast... Nic do dodania. Lekko beżowa


Smak 14/15 I smak, wyobraźcie sobie kieliszek rumu, z czekoladą gorzką wypełnioną winogronami... Tak smakuje to piwo. Rumowe Mon Cheri, odczucie po zjedzeniu tych czekoladek, jest porównywalne, z tym co czujemy pijąc to piwo.

I... nagle uderza cały bukiet, kawa, syrop klonowy, lukrecja, czekolada, wino, białe owoce, czerwony cukier!!!!!!! AAAAAAAAA
Co łyk odkrywamy coś nowego... coś niesamowitego. Smak pozostający w ustach, jest niesamowity. Można pić, jeden łyk na minutę, tylko po to by się nim po-delektować. A na końcówce, zostaje cudowna goryczka.
To trzeba przeżyć.

Odczucie w ustach 6/6 Nisko wysycone, doskonale pijalne, z idealnie ukrytą mocą równą 10%. Jedynie odczuwamy lekkie pieczenie. Uwielbiam takie piwa.

Ogólne wrażenie 6/6 Piwo niesamowite. Może wygląda tak sobie, może ma beznadziejną pianę, ale jest to jedno z tych piw, które warto spróbować. To piwo, samym smakiem odpręża organizm, masując całe ciało...

35 na 40 - Pić! Absolutnie tak! To coś wyjątkowego i zjawiskowego. Piłem piwa lepsze, jak np świętej pamięci Black Damnation, jednak tego trzeba spróbować. Zarówno dla smaku, jak i dla zmierzenia się, z legendą.


Na chwile obecną
1. Black Damnation
2. Westvleteren XII
3. Trappistes Rochenfort
4. Porter Łódzki (tak polskie piwo)
5. Left Hand Browing co - Milk Stout "nitro"


środa, 25 września 2013

piątek, 20 września 2013

Konstancin - Żytni - Ot solidna polska produkcja





Pewnej niedzieli, postanowiłem, zrobić tartę. Ponieważ wielkim kucharzem nie jestem, z tym daniem miałem małe wpadki. Przy drugim egzemplarzu, tarta wyszła nawet zacnie. Jak konsumować, to przy dobrym piwie. Więc przed pieczeniem wybrałem się do reala. Tam znalazłem nie tylko składniki na tartę, ale też ciekawe piwo. Konstancin Żytni.

Pierwsza sprawa którą chciałem poruszyć, jest fakt tego, że praktycznie tradycja picia piwa do jedzenia, w Polsce nie istnieje. Co innego picie wina, które ma doskonałą opinie. Piwo traktowane jest jako coś gorszego. Śmiało mogę powiedzieć, że trunek ten posiada więcej odcieni smaków, więcej gatunków i możliwości. Dodatkowo, w odróżnieniu od wina, przy produkcji piwa, nie ma przeszkód by, w Polsce stworzyć niesamowity trunek. Z winem jest gorzej, wszystko zależy od regionu, gleby, itd.

No więc, tarta była upieczona, piwo w temperaturze 7 stopni. Otwieram. Piwo pachnie niesamowicie, nie ma się co oszukiwać, to pszeniczniak. Udeżają owoce  takie jak jabłka, banany, lekka nuta goździkowa. Piwo samo, w sobie ma wspaniały kolor... A piana jest taka jak powinna być, niestety uciekła...

A w smaku dobrze, chociaż znikają goździki, pojawia się bardziej nuta razowego chleba, drożdży, kwaśnych owoców. Na końcówce czuć lekki smak chmielu, nadający fajną goryczkę.

Czy piwo to jest idealne? Nie, ale jest solidne, idealnie nadaje się do lekkiego dania, jakim jest tarta ze szpinakiem. Nawet ta, mało udana;)

Zapach 3,5/5 To czego się spodziewałem. Solidność, nic ponad to.

Wygląd 3/4 . Piękny kolor, mętna pomarańcz. Piwo mętne, ale takie powinno być

Piana 3/4 Piana bardzo obfita, bardzo ładna, śnieżno biała. Niestety szybko znika. 

Smak 9/15 Tu jest dobrze, solidnie, świeżo. Piwo dobre, nie fenomenalne, ale solidne.

Odczucie w ustach 4/6 Bardzo nisko wysycone piwo, dodatkowo bardzo pijalne. Nie jest to światowy fenomen, ale jest dobrze.

Ogólne wrażenie 4/6 Piwo, nie jest wybitne. Jest dobre i szyte na miarę. Na pewno lepsze od Tyskiego Książęcego Pszeniczniaka. Jak nie wiesz co kupić, a nie masz wyboru, to polecam

26,5 na 40 - Czyli ponad połowa;)

czwartek, 19 września 2013

50+1 filmów - które muszę zobazyć

Specjalnie dla was, lista 50 pozycji, które zobaczę i zrecenzuje. Oczywiście jeżeli się uda zdobyć, ale większość już posiadam:). Jest to, niesamowicie tandetne kino S&S, mocno inspirowane Conanem. Wszystko jest chronologicznie, oprócz Hawk The Slayer, który powstał jako pierwszy, a dokładnie w 1980r, a także innych filmów, jednak jest to mało istotne. Widać dokładnie, że filmy te wysypały się po Conanie.
Lista została zabrana stąd
Dodałem też parę pozycji.



0. Conan the Barbarian (zobaczyłem)
1. The Warrior and the Sorceress
2. Ator, the Fighting Eagle
3. The Beastmaster (zobaczyłem)
4. Gunan, King of the Barbarians
6. Sorceress
7. She
8. Sangraal, la spada di fuoco
9. Hercules (zobaczyłem)
10. Conquest (zobaczyłem)
11. Deathstalker (zobaczyłem)
12. Hundra
13. La guerra del ferro: Ironmaster
14. Thor the Conqueror
15. Il trono di fuoco
16. Yor, the Hunter from the Future
17. Hearts and Armour (zobaczyłem)
18. Lionman II: The Witchqueen
19. I sette magnifici gladiatori (zobaczyłem)
20. Prisoners of the Lost Universe
21. Conan the Destroyer (zobaczyłem)
22. The Blade Master (zobaczyłem)
23. The Warrior and the Sorceress
24. The Devil's Sword
25. The Adventures of Hercules II (zobaczyłem)
26. Red Sonja (zobaczyłem)
27. Barbarian Queen (zobaczyłem)
28. Altar
29. Wizards of the Lost Kingdom
30. Amazons
31. The Barbarians (zobaczyłem)
32. Iron Warrior
33. Deathstalker II (zobaczyłem)
34. Masters of the Universe (zobaczyłem)
35. Gor
36. Stormquest
37. Deathstalker and the Warriors from Hell
38. Gor II
39. Sinbad of the Seven Seas (zobaczyłem)
40. Wizards of the Lost Kingdom II
41. Avalon (zobaczyłem)
42. Barbarian Queen II: The Empress Strikes Back
43. The Hobgoblin (zobaczyłem)
44. Time Barbarians
45. Deathstalker IV: Match of Titans
47. Beastmaster 2: Through the Portal of Time (zobaczyłem)
48. Beastmaster: The Eye of Braxus (zobaczyłem)
49. Kull the Conqueror (zobaczyłem)
50. Hawk the Slayer (zobaczyłem)
+ zasugerowane:
Krull (1983) 
Zardoz


Część zobaczyłem, część jeszcze nie. Jednak za wszystkie zabiorę się od nowa.
A żeby, nie było smutno, plakacik. Lion Man, z tygryso-lwem na okładce:

środa, 18 września 2013

W poszukiwaniu piwnych ideałów - Left Hand Browing co - Milk Stout "nitro" - przy Shadowrunie


Lubie kupować komplety. Tym razem, padło na zestaw Shadowrun Return + piwo "nitro". Oczywiście nie kupiłem razem. Gra została zakupiona, na wszystkim znanym portalu, na którym znajdują się nasze gry. Piwo zostało kupione w Piwach Regionalnych, w Katowicach. Kupiłem je z myślą, o wieczornej grze.

Czym jest zatem, ten cały milk stout? Piwo, z mlekiem, to najprostsze określenie. Tak  na prawdę, mocno upraszczając, jest to piwo, z odrobiną laktozy. Laktoza pochodzi oczywiście, z mleka. Podczas fermentacji, dodatek ten nie podlega fermentacji. Sprawia, że w piwie zostaje specyficzny posmak. Jako ciekawostkę podam, że takie piwo uwarzył bodajże AleBrowar, teraz warzy browar Olimp, a piwo to nazywać będzie się Hera. Zapewne, zakupie. Szczególnie, że znając ceny Olimpu, cena będzie bardzo przystępna. Jednak zostało jeszcze 10 dni dni, do rozlewu pierwszej warki.

Więc jak sobie radzi, to amerykańskie piwo?

Zapach 3,5/5 Zapach jest zdecydowanie ciekawy. Niestety jest bardzo lekki, nie buzuje aromatem. Czujemy wanilie, trochę brązowego cukru, świeżo paloną kawę. Jednak nawet, po ogrzaniu nie jest zbyt intensywny. Niektórzy podają to za zaletę, ja za to odejmuje 0,5.

Wygląd 4/4 Piwo jest PIĘKNE. Czarne, nie przejrzyste, z lekko czerwonymi refleksami, tam gdzie szkło jest cieńsze. Dodatkowo cudowne malutkie bąbelki, podróżują po szkle. Tak jak, w znanym wszystkim Guinness'ie.

Piana 4/4  Piana sama w sobie jest cudowna, niesamowicie drobna, o pięknej barwie. Lepsza od piany konkurencji

Smak 11/15 To bardzo dobre piwo. Jest wyjątkowe, ale na pewno nie oszałamia. Najpierw czuć słody palone, później zamieniają się w smak domowej mokki, choć dosyć subtelny. Do tego dochodzi wanilia i mleczna czekolada, jednak to również jest subtelne. Na końcu pojawia się bardzo wyważona goryczka. Smak szyty na miarę. Szkoda, że mało intensywny.

Odczucie w ustach 6/6 Piwo jest lekkie, a jednocześnie kremowe. Idealnie wręcz, wpływa na podniebienie. Pije się je bardzo dobrze, a po skończeniu nic więcej, jak złapać za następne.

Ogólne wrażenie 4,5/6 13 zł... Za tą cenę chce się więcej. Jest to solidny, delikatny, lekko goryczkowy Milk Stout. Zdecydowanie wole go bardziej od Guinnessa.

33/40 - całkiem sporawo:) Pić grając, w dobrego RPG'a.

Wrzesień miesiącem Deathstalkera - Deathstalker II

Zacznę od wyznania... Straszliwie umęczył mnie, ten film. Był, to jeden, z najbardziej męczących filmów, w moim życiu... Muszę jednocześnie dodać, że jestem mocno odporny na takie kino. Sam pierwszy Deathstalker, został przeze mnie przyjęty z huraoptymizmem, a to coś znaczy.

Deathstalker II został wyreżyserowany, przez Jim Wynorskiego. To taka mała legenda filmów klasy B. Koleś stworzył Vampirelle i inne przerażające potworki, takie jak Piranhaconda, The Return of Swamp Thing (jak coś się nazywa "Powrót bagiennego czegoś", to muszę to zobaczyć, zapewne chodzi o klasyczny komiksowy motyw, potwora z bagien). Dodam, że obniżenie jakości widać.

Zamiast świetnego jednak, w swojej roli Rick'a Hill'a, mamy
John'a Terlesky'ego. Jest tak zły, że... muszę się przyjżeć jego karierze. Rick Hill był świetny, bardzo wiarygodny, w roli "Prawie Conana". Przez tą zmianę, zmienili też koncepcję Deathstalkera, nie jest już wojownikiem, a łotrzykiem, złodziejaszkiem, żeby było ciekawiej, złodziejaszkiem wyjętym chyba z słonecznego patrolu. Przez co, miano Deathstalker (łowca śmierci?), zupełnie nie pasuje do niego.

Jednak czy on jest najgorszym aktorem? O, mój boże, nie... Mamy tutaj Monique Gabrielle i to w podwójnej roli. Jej aktorstwo jest RPG'owe. Jej overacting przypomina graczy RPG, którzy są święcie przekonani. o swoim niesamowitym poziomie aktorstwa, nadużywając go bez przerwy. Jeżeli chcecie, naprostować takiego gracza, puśćcie mu ten film... Albo zrozumie, albo uzna, że to największa nie odkryta gwiazda kina, w dziejach. Wtedy, będzie to oznaczać, że jest ta osoba stracona na rzecz chaosu, na wieki...

( Zgadnijcie, co wyraża ta twarz. )
Dodam, że jej aktorstwo, to przesada plus parę min, wymieniających się między totalne dziecko i idiotkę/ a totalną zdzirę...

Film też sam nie wie czym chce być, waha się między parodią, a poważnym filmem fantasy (przy najmniej, tak na swój temat myśli). Szczerze, dużo bardziej wolałem, kiedy nie-wychodziło mu bycie poważnym filmem (w pierwszej części), niż to, że nie wychodzi mu bycie parodią samego siebie... (marna parodia to gorsze niż marne romansidło).
Dodatkowo, zdjęcia to istna tragedia. Tak samo jak efekty specjalne. Jednak je pominę, są na poziomie pierwszej części. Natomiast, zdjęcia oprócz tego że są tragiczne, to korzystają z ujęć (scen!), z pierwszej części filmu.
Piersi w tym filmie są nadal. Nadal w dużej ilości, chociaż część pochodzi z poprzedniego filmu (nie wypisze kiedy występują, dodam że już w 6-stej minucie).
Humor jest kosmaty... straszny, kiepski. Dobra tyle... teraz:
(wspaniały wojownik, walcząc z chordą zombich, głodem i pułapkami w lochach zagłady odnalazł...:)
Spoilery

Otóż film zaczyna się jak Deadstalker, w twierdzy wroga całuje kobietę, kradnie kryształ, walczy się z piżamowymi ninja (tak dobrze czytacie), na plastikowe miecze. Ucieka przez okno, pojawia się antagonistka.
Potem narracja przenosi się na naszą bohaterkę. Jest wyrzucana przez straże(inny typ piżamowego ninja), z bram miasta. Dowiadujemy się, że to jest Reena the Seer (Reena jasnowidzka). Deadthstalker ratuje ją przed skatowaniem. Potem znowu ją ratuje. Potem ona karmi go zupą, przepowiada mu przyszłość... Dodam, że robi to niesamowicie niewiarygodnie... Oczywiście nasz bohater wierzy, że jego przeznaczeniem jest walka, z potężnym magiem Jarek the Sorcerer (cudowne imię, muszę je wykorzystać). Po to by pokonując resztę przeciwności, uratować księżniczkę. 
Więc pokonuje przeciwności, takie jak zombie, ściany, bomby, krasnale, amazonki, wielka ruda kobieta, seks, itd... 
Okazuje się, że nasza Reena to księżniczka, która została skopiowana, przez złego maga. Na jej miejscu jest umieszczonklon, bestia żywiąca się krwią (ta sama aktorka co gra Reene, przyznam ma piękne ciało), która jest mu podwładna... jednocześnie będąc rozkapryszonym bachorem (dobry motyw, na oldskulową sesję RPG). Na początku zabicie jednej, oznacza zabicie drugiej. Potem za sprawą magii problem znika.
Oczywiście, nasz Deathstalker załatwia sprawę i film się kończy.

Ocena:
3/10 - To film straszny, męczący, beznadziejny... Przez ten film, musiałem podnieść ocenę części pierwszej!

Ocena zło-filmowa
5/10 - Ma wszystko, by uważać go za cudownie zły. Jednak nie jest zły w przyjemny sposób. Jest męczący i irytujący, straszliwie się ciągnie. Oglądać po trzech piwach! (lub podczas ich picia)

ps1. Czy taka bardziej rozwinięta forma recenzji, jest ciekawsza?
ps2. Zobaczcie to zło:


piątek, 13 września 2013

Około Fandomu.





Kilka stworzonych przeze mnie, obrazkowych uszczypliwości i komentarzy, obracających się w okolicy interesujących nas tematów, a także pojawiających się wątków.

sobota, 7 września 2013

Wrzesień miesiącem Deathstalkera - Deathstalker

Dobra, jest wrzesień! Zdecydowanie moja ulubiona pora roku. Czas kiedy jest dość ciepło, by pić piwko na działce, a jednocześnie na tyle rześko, że nie gotujemy się podczas tej czynności. Czas gdzie jest trochę słońca, trochę deszczu. Jest to też początek, najlepszej pory na opowieści! Chodzi mi, oczywiście o jesień.

Ten wrzesień, postanowiłem ogłosić miesiącem Deathstalkera. Niesamowicie kiepskiej serii, starych filmów fantasy! 

Drethstalker, wyrósł na potrzebie rynku, na proste filmy spod znaku magii i miecza. Powód tej potrzeby jest dosyć prosty. W roku 1982, powstał Conan. Ten film zrobił świetną karierę, na srebrnym ekranie. Conan 2, był w produkcji, a ludzie chcieli więcej.

( boże ale ten film jest...)

Cały film zaczyna się, od sceny ataku, prawdopodobnie goblinów, na jakiegoś mężczyznę dobierającego się do kobiety. Kobieta ta jest, zarówno nie chętna jak i związana. "Wojownik" ucieka, ratuje go Deathstalker, wybijając gobliny. W tym czasie inny goblin dobiera się, do kobiety. Deathstalker, morduje uratowanego, morduje goblina, bierze sobie kobietę. Ta dla odmiany jest chętna... Jednak ktoś mu przerywa... STOP.

Wiedźma przekonuje go do zdobycia artefaktu, czyli miecza. Zdobywa go, jak i towarzysza. Potem, kolejnego towarzysza. Później pojawia się pół naga wojowniczka. Oczywiście, otrzymujemy darmowy seks.

Potem bierze udział w turnieju...

Czy już wiecie, co to za film? Jest pełny seksu, absurdów, dziwnego humoru, a jednocześnie powagi. Nie brak pół nagich wojowniczek, obrzydliwych wojowników, magów, tajemniczych artefaktów.
Filmu nie da się oglądać, podchodząc do niego poważnie, czyli tak jak się sam traktuje. Zdjęcia są fatalne, aktorstwo ledwo akceptowalne, efekty specjalne... najtańsze w historii (prawdopodobnie). Dodatkowo, mamy mnóstwo bardzo kiepskich pomysłów. Pomysłów, które jednak mają swój urok. Urok ten, to pewna łezka wspomnień związanych, z filmami VHS, czy kiepskimi książkami fantasy, które po miesiącu od wydania lądowały na przecenach, dzięki czemu lądowały w ręku nie jednej osoby.
Dodatkowo daje kilka fajnych patentów na sesje. 

Co mi dał Deathstalker? "Dobrą rozrywkę".
Czym nie jest? Dobrym filmem!

Ocena 4/10 - To zły film, z beznadziejnym scenariuszem, zerowym budżetem, beznadziejnym aktorstwem. Jak szukasz arcydzieła nie patrz w tą stronę.

Ocena zło-filmowa 7/10 - Potężna dawka humoru,który jest nie zamierzony. Specyficzny klimat, dziwne pomysły fabularne, bezsens... Jako zły film, który chce się obejrzeć dla przyjemności oglądania... Polecam!

Ale łydki, nie dostanie:P
Piersi pojawiają się w:
6, 25, 31, 38 minucie... Pewnie jest tego więcej.


Tu macie trailer, zobaczcie jakiej skali jest to zło!:D


piątek, 6 września 2013

Nowy wygląd!!!

Łukasz Kołodziej - był na tyle miły, że podarował mojemu blogowi nowy wygląd. Jest autorem banneru który widzicie na stronie. Jestem mu winny piwo, obiecuje że niedługo je otrzyma. (mam nadzieje, że w przyszłym tygodniu).

Dodatkowo do nowego wyglądu, przyczyniła się malutka, za to bardzo fajna aplikacja Tartan Maker. Możecie ją znaleźć na stronie http://www.tartanmaker.com/.

A co widać na Logu/Bannerze? Łydkę! Oczywiście łydkę, krasnoluda, z tatuażem serduszka. Bardziej pasującego loga nie mogłem sobie wyobrazić. 

:D
Ciekawy jestem, czy wam się podoba.

Trappistes Rochenfort nr 10 - w poszukiwaniu piwnego ideału





Wielkie piwo, z wielkiej piątki. Dziś czas na legendę. Czy sprosta oczekiwaniom? Czy ja podołam?
Zaznaczę, że piwo ma datę ważności 01.10.13, czyli późno. Mogły zajść zmiany w piwie w stosunku do piwa świeżego.

Browar z którego pochodzi to piwo, znajduje się w Belgii. Jak można się domyślać, leży w Rochefort. Jest to typowy, klasyczny browar trapistów, czego też można się domyśleć na podstawie nazwy. Browar produkuje trzy piwa. Oznaczane są kolejno Rochefort 6 (7,5% alkoholu), Rochefort 8 (9.2% alkoholu), a także najmocniejsze, które właśnie spożywam to Rochefort 10 (11.3% alkocholu).
Jednocześnie jest to piwo, nr 5 na światowym rankingu strony http://ratebeer.com/.
Piwa takiego nie można otworzyć, bez okazji. Dziś oblewamy smutki. Więc czy to piwo na nie starczyło?

Zapach 5/5 Zapach jest niesamowity. Dociera do nozdrzy, już w momencie otwierania. Kiedy powoli odginałem kapsel, tak aby go nie uszkodzić, to atakował mnie bardzo mocno. Pierwszy aromat, który dociera do nas to wino, ciemne owoce, śliwki, winogrona, zapach jest lekko kwaśny. Potem czujemy czekoladę, jest ona słodka. Końcówka należy do kawy, słodów palonych. To wszystko składa się na niesamowity bukiet. Wszystko to uzupełniają jabłka, oraz zapach razowego chleba. Piwo pod tym względem powala, można się uzależnić. Zapowiada się niesamowicie.

Wygląd 2/4 Tu już jest gorzej. Piwo jest brązowe, o bardzo fajnej mętności. Barwa jest ciemna, lekko słomkowa i złocista.Jednak w moim wypadku, wytrącił się białkowy osad który psuje jednak całość. Wygląda przez to nie estetycznie, bardziej jak napar ziołowy. Jednak gdyby nie to, to by było całkiem znoście.

Piana 2/4 Piana solidna na początku, potem zmienia się w lekki mały kożuszek. Słabo oblepia, jednak jest bardzo ładna, drobno pęcherzykowa. Barwa beżowa. Niestety piana szybko znika.

Smak 13/15 Tu jest dobrze, wręcz fenomenalnie, bardzo dobre piwo. Smak wręcz uderza w pijącego. To nie jest Kasztelan gdzie są skromne smaki, wody mineralnej. Tutaj jest prawdziwa armata! Cała plejada: skórka razowego chleba, toffi, kawa, czekolada, z dominacją owoców takich jak świeże zielone jabłka, śliwki. Potem czuć w ustach alkohol który objawia się delikatnym drapaniem. Jest to niesamowicie zdradzieckie, nikt by nie powiedział, że to piwo ma taką moc! W ustach zostaje smak białego wytrawnego wina,skórki chleba, kawy i palonych słodów. Jednak nie przez chwile! Trzyma nawet dobre 5 minut, dodatkowo darząc nas lekkimi korzennymi przyprawami. Więc czemu nie 15? Cóż Belgię już poznałem, brak tu czegoś niesamowitego jak w Black Damnation. To po prostu mistrz swojej kategorii. Lecz styl nie jest na tyle ciekawy by dać 15;). Czekam na coś lepszego.

Odczucie w ustach 6/6 Niskie wysycenie, duży charakter, bardzo intensywny. Alkohol ukryty bardzo dobrze, mocno rozgrzewający. Lekkość i charakter. Nie wiem jak,ale udało im się zrobić na mnie wrażenie. Dodatkowo ten smak ciągle czuć! Takie coś nie jest spotykane codziennie! Chce się więcej.

Ogólne wrażenie 6/6 15zł! Tak to piwo kosztuje 15zł! Szok. Jak na swoją cenę jest czymś wyjątkowym. Musicie spróbować choć raz. Robi wrażenie czegoś naprawdę wyjątkowego i takie jest. Niestety jednocześnie nie jest dla mnie tak wyjątkowe jak Black Damnation. Szkoda. Czy ktoś to pobije? Już nie długo się okaże.

Na chwile obecną
1. Black Damnation
2. Trappistes Rochenfort
3. Porter Łódzki (tak polskie piwo)

34/40 Pić ciesząc się życiem!
ps.
Pić bardzo powoli, malutkimi łykami by cieszyć się bukietem.
Do zakupienia tutaj.
http://piwa-regionalne.com.pl/pl/p/Trappistes-Rochefort-10/159

Skala
- Zapach maksymalnie 5 punktów
- Wygląd maksymalnie 4 punkty
- Piana maksymalnie 4 punkty
- Smak maksymalnie 15 punktów
- Odczucie w ustach 6 punktów
- Ogólnie wrażenie 6 punktów

O testowaniu umiejętności cz1. Umiejętności oparte na wiedzy.

Testowanie umiejętności, to wbrew pozorom temat dość trudny. Śmiem wręcz twierdzić, że często jest to traktowane dość pobieżnie, ze złym podejściem do tematu. Pragnę przestawić moje podejście do testowania, jednocześnie zapraszając, do dyskusji. Dzisiaj testowanie umiejętności opartej na wiedzy.

Jak testujemy. Testy a wiedza gracza.

Problemem jest zatarcie tego co gracz wie, a co potrafi jego postać. O ile jeszcze przy używaniu umiejętności, takiej jak "leczenie", przy użyciu mechaniki nie stanowi wielkiego problemu, to w storytellingu, kończy się to najczęściej bardzo słabo. Chyba że gracze potrafią zachować granice, ale nie o tym mówimy, gdyż o granicach tak na prawdę, bardzo szybko się zapomina.
Przykłady:

1. Użycie mechaniki  + nagięcie zasad.
Gracz odgrywa profesora historii, jego postać nie ma pojęcia o leczeniu, opatrywaniu ran, jej leczenie praktycznie nie ma żadnej wartości. Jej towarzysz jest ranny. Powiedzmy, że postać ma szanse 10%, ale przy tej trudności ma szans 30%, zaczyna opisywać co robi jego postać, że szuka płótna, dezynfekuje ranę, itd. Mistrz gry stwierdza, że w sumie gracz kierując postacią zrobił wszystko jak powinien. Rana zdezynfekowana opatrzona, gracz ładnie to opisał więc dostał dodatkowe 20% szans. No więc, mamy 50% szans. Gracz rzuca, postaci udaje się dobrze opatrzyć ranę.

Jest to, trochę nie poprawne, jednak moim zdaniem dozwolone. Zdarza się styl grania, w którym gracze lubią znajdować rozwiązania to taki element.
Jednak czemu to błędne? Gracz nie ma pojęcia o opatrywaniu ran. Z jego wiedzą, potrafi co najwyżej nakleić plasterek. Przy bardziej paskudnej ranie, będzie się denerwować, ręce będą mu się trząść, nie będzie wiedzieć co robi. Prawdopodobnie nigdy tego nie robił! Co z tego, że gracz wie jak się zachować, jego postać nie wie. Osobiście czasem na to pozwalam

2. Mocne nagięcie zasad - rezygnacja z testu.
Gracz odgrywa profesora historii, jego postać nie ma pojęcia o leczeniu, opatrywaniu ran, umiejętność postaci związana z leczeniem praktycznie nie ma żadnej wartości. Jego towarzysz jest ranny. Powiedzmy, że jego postać ma szanse 10% na sukces, ale przy tej trudności (dość łatwy test) ma szans 30%, zaczyna opisywać co robi jego postać, że szuka płótna, dezynfekuje ranę, itd. Mistrz gry stwierdza, że w sumie gracz zrobił wszystko jak powinien. Zdał test.


Jest to dosyć częste nagięcie zasad. Co z tego że gracz opisał wszystko. Jego postać nic nie umie! Zdaje sobie test tak sobie. Może ma karte gdzie te leczenie jest zerowe, ale mistrz gry wybiera wiedze gracza a postaci. Moim zdaniem jest to nie dopuszczalne. Nie pozwalam na to nigdy. Jest to dla mnie najgorsze podejście, niezgodne z duchem gry.

3. Test mechaniczny - odwrócona kolejność deklaracji - podejście konsekwencyjne
Wersja 1:
 Gracz odgrywa profesora historii, jego postać nie ma pojęcia o leczeniu, opatrywaniu ran, umiejętność postaci związana z leczeniem praktycznie nie ma żadnej wartości. Jego towarzysz jest ranny. Powiedzmy, że postać ma szanse 10% na sukces, ale przy tej trudności testu (mistrz gry ustala że to łatwy test) ma szans 30%. Gracz rzuca, zdał test. Mistrz gry prosi o opisanie gracza, jak jego postać sobie z tym poradziła. Więc gracz opisuje co zrobiła jego postać.

Wersja 2:
Gracz odgrywa profesora historii, jego postać nie ma pojęcia o leczeniu, opatrywaniu ran, umiejętność postaci związana z leczeniem praktycznie nie ma żadnej wartości. Jego towarzysz jest ranny. Powiedzmy, że postać ma szanse 10% na sukces, ale przy tej trudności testu (mistrz gry ustala że to łatwy test) ma szans 30%.. Gracz nie zdał testu. Jednak mało brakowało. Mistrz gry stwierdził, że graczowi udało się opatrzyć ranę, ale robił to długo, datkowo niezbyt dobrze opatrzył ranę. Przez co może się paskudnie goić.

Deklaracja "po", jest bardzo rzadka, jednak dla mnie zgodna z duchem rpg. Dodatkowo trochę bardziej fabularna. Gracz deklaruje działanie postaci. Postać wykonuje działanie skutecznie, gracz opisuje jak doszło do tego skutku. Postać wykonuje działanie nie skuteczne, też opisuje. Mistrz gry, nie ingeruje w działanie gracza, podaje tylko wynik działania, pozytywny lub negatywny.
Zdecydowanie moje ulubione podejście.

4. Test mechaniczny - klasyczny
 Gracz odgrywa profesora historii, nie ma pojęcia o leczeniu, opatrywaniu ran, jego leczenie praktycznie nie ma żadnej wartości. Jego towarzysz jest ranny. Powiedzmy że ma szanse 10%, ale przy tej trudności ma szans 30%. Gracz rzuca, zdał test.Mistrz gry opisuje jak to się stało.

Moim zdaniem, jest to złe podejście, jednak zgodne z duchem gier RPG. Gracz deklaruje akcje, testuje, a mistrz gry opisuje skutek. W teorii wszystko wydaje się ok. A jednak, tak nie jest. Mistrz gry przejmuje kontrole nad postacią, więc odbiera kompetencje należące do gracza, jest to  nie prawidłowe.
5. Test mechaniczny - klasyczny ze wcześniejszym opisem
Wersja 1: Gracz odgrywa profesora historii, jego postać nie ma pojęcia o leczeniu, opatrywaniu ran, umiejętność postaci związana z leczeniem praktycznie nie ma żadnej wartości. Jego towarzysz jest ranny. Powiedzmy, że postać ma szanse 10% na sukces, ale przy tej trudności testu (mistrz gry ustala że to łatwy test) ma szans 30%. Gracz opisuje i rzuca. Nie zdał testu.


 Podejście jest bardzo częste, jednak zauważyłem że z punktu logiki słabo działa. Otóż gracz opisuje swoje działanie, działanie to jest poprawne i jak najbardziej powinno dawać bonusy, ale jest oparte na wiedzy gracza, więc... nie powinno mieć miejsca. Powoduje to mały zgrzyt logiczny. Jednak działa to wtedy, kiedy zamiast klasycznego "nie zdałeś", mistrz gry używa systemu konsekwencji. Czyli, opisuje że gracz zrobił wszystko poprawnie, ale gdzieś wykonał błąd. Chociaż widzę tu też problem. Nie da się w ten sposób odegrać fatalnej porażki, albo jest to bardzo utrudnione. Bo jaką można mieć fatalną porażkę, kiedy gracz opisał że wziął płótno, dokładnie je zdezynfekował, wszystko zrobił jak powinien? Cóż pole do popisu jest niewielkie.

 Jak gracz może zwiększyć szanse w testach.

Czy w związku z tym, gracz może zwiększyć swoją szansę w testach? Oczywiście, że tak. Od razu się nasuwa pytanie, jak to może zrobić. Odpowiedź jest prosta. Poprzez "kupowanie" sobie szans. Często gracz opisuje działanie, jednak nie posiada z tego tytułu żadnych konsekwencji, etap przygotowania, został spłaszczony. Przygotowanie, jak i sam przebieg działania wykonywanego przez gracza, daje możliwość zwiększenia szans na udany test.
Można to wykonać poprzez:

- Przygotowanie odpowiednich narzędzi, środowiska, klimatu, do wykonania danej czynności
- Zdobycie odpowiedniej wiedzy niezbędnej do wykonania danej czynności
- Zadeklarowanie większej dokładności wykonania danej czynności
- Poproszenie o pomoc


Jak to wygląda w praktyce? Podam jeden uniwersalny przykład.

Ta sama sytuacja, ranny towarzysz. Gracz przed przystąpieniem przed zabiegiem, deklaruje, że jego postać:
- Biegnie do apteki, kupuje (pytając o to farmaceutke, wykonując odpowiedni test opisywania zdarzenia) odpowiednie specyfiki, takie jak bandaże, itd. Zwiększa swoją szanse o 15% ( ma już 45%). Jednak traci czas (ranny traci k6 punktów życia np). Traci pieniądze (mało:)), musi wykonać dodatkowy test.
- Szybko wchodzi na internet, sprawdza co należy zrobić. (ze względu na presje i szybki czas zdobywania wiedzy dostaje tymczasowe 5% do testu (a leżący bohater traci k4 punktów życia, ale gracz posiada już  50%)
- Gracz prosi innego bohatera o pomoc, w zależności od mechaniki, odpowiednio dostaje bonus, powiedzmy 10% ( ma już 60%), konsekwencją jest konieczny udział innej postaci
- Gracz postanawia zrobić to dokładnie! Więc poświęca więcej czasu na operacje, dajmy na to zszywania. Większa dokładność dodaje 10%, ale mg stwierdza że zamiast 30 minut, gracz poświęca na to 1,5 godziny. (ale ma 70% do testu! lub więcej!)


Prosty sposób ale bardzo fabularny, wydłuża sam proces, ale daje graczowi szanse. Dodatkowo fabularnie poprawny i nie korzysta z wiedzy gracza, a postaci.

System konsekwencji
Udany test, często nie stanowi problemu. Duży problem stanowi test, który oblany, logicznie nie może stanowić automatycznego "nie zdałeś koniec", tak jak nasz test "leczenia". Podejściem odpowiednim, jest podejście konsekwencyjne. Mistrz gry, stwierdza że test jest zdany ale, dodaje negatywne skutki działania gracza.
Czym mogą być te skutki? Przykłady, do leczenia:
- Dłuższy czas, niż przewidziany na wykonanie działania
- Wyjątkowe wyczerpanie fizyczne/ psychiczne gracza ujemny modyfikator do kolejnych testów, chyba ze gracz odpocznie
- Wykonanie czynności nie dokładnie, w związku z tym np strata kolejnych punktów życia przez rannego.
- Strata przytomności przez rannego
- Zostawienie czegoś w ranie
- Trwała blizna rannego
- Ranny ma opatrzoną nogę, ale będzie kulał dwa dni
- itd itd

Czyli gracz wykonuje czynności, ogólnie czynność się udała, ale spowodowała negatywne konsekwencje podane przez mistrza gry. Dodatkowym zyskiem jest możliwość wprowadzenia tą metodą, wątków fabularnych. Jeszcze innym zyskiem, jest utródnienie czasem graczom przez to dalszej gry. Ogólnie utrudnianie graczom życia, nie jest chwalebne samo w sobie. Jednak ma wiele aspektów pozytywnych. Uznajmy, że nasz ranny bohater kuleje. Gracze muszą uciekać np przed kultystami, mają tą ucieczkę utrudnioną, muszą albo znaleźć pojazd, albo pomóc mu chodzić. Gracze czują konsekwencje czynów, jak i wcześniej nie udanego testu.




Na zakończenie

To tylko moje pomysły, spostrzeżenia. Jak lubicie grać inaczej niż ja, a przy tym bawicie się dobrze, nie mam zamiaru wam tego odbierać. Po prostu chce skłonić was do refleksji nad czym, co czasem zdaje się banałem.
Za niedługo zajmę się kwestią umiejętności opartych na cechach fizycznych, a także najtrudniejszym elementem, opartych na cechach społecznych.


środa, 4 września 2013

Dlaczego nie tknę Lecha Shandy - i innych piw o pewnym składzie (mały incydent)

Zdjęcia nie będzie. Nie kupie tego piwa, jak i nie kupie podobnych tego typu piw. Kiedyś go próbowałem, do dziś po tej próbie nie chcę go pić. Moim zdaniem ( nie wytaczać mi procesów), Lech jest pewnym oszustwem. Reklamowany jest jako piwo z lemoniadą, cytrynowe. Natomiast nie ma najmiejszego związku z cytrynami. W składzie znajdziemy:

"Skład: piwo (prawdopodobnie Lech Premium), zaprawa lemoniadowa (woda, syrop cukrowy, kwas cytrynowy – regulator kwasowości, aromaty, sukraloza – substancja słodząca)." (pisze o wersji sprzed roku)

Rok temu (pamietam to do dziś), napisałem na stronie facebooka Lecha, pytanie czemu reklamują się lemoniadą i cytrynami, jeżeli w ich składzie nie ma cytryn. Odpowiedź mniej, więcej wyglądała tak "Bo to najlepsza esencja cytryn"... E?

Poszperajmy!
z wiki:
W przemyśle kwas cytrynowy jest otrzymywany głównie przez fermentację cytrynową, zanurzoną, na pożywce z oczyszczonego cukru lub hydrolizatu skrobi za pomocą kultur pleśni: kropidlaka czarnego Aspergillus niger hodowanego na podłożu o początkowym pH 2,5 – 3,5.
Może być otrzymywany syntetycznie.

Hmmm nic o cytrynach? To może w tej fermentacji coś będzie:

Fermentacja cytrynowa – metoda otrzymywania kwasu cytrynowego z glukozy z wykorzystaniem odpowiednich pleśni. Sam proces nie jest właściwą fermentacją, gdyż ma charakter ściśle tlenowy, jednak został tak nazwany ze względów historycznych i zwyczajowych.

Pleść, cukier... a gdzie cytryny! Dobra szperajmy dalej!!!


Metody produkcji kwasu cytrynowego

Metoda fermentacyjna przewyższa metodę uzyskiwania kwasu cytrynowego z owoców cytrusowych, ponieważ jest tańsza. W metodzie tej wykorzystuje się melasę, będącą produktem ubocznym przemysłu cukrowniczego.
Wytwarzanie kwasu cytrynowego związane jest z okresem głodowania grzyba. Skład pożywki powinien być tak dobrany, aby umożliwić tylko nieznaczny rozwój grzybów, a jednocześnie uniemożliwić zarodnikowanie.


Dobra jest coś o cytrynach. Jednak hmmm to z jaką metodą jest to produkowane, nie dowiemy się. Chociaż to mało ważne. Jeżeli przejdziemy na wikipedie i poszukamy o lemoniadzie, to znajdziemy zapis:

Lemoniada – napój chłodzący o kwaskowatym smaku składający się z wody, cukru i soku cytrynowego, niekiedy gazowany. 
 No dobra
 Sok zastępowany bywa przez inny kwas – pochodzenia roślinnego lub sztuczny.

No tak... czyli mamy tutaj produkt gorszy, w którym zastąpiono sok z cytryn kwasem cytrynowym. Oczywiście Lech nie jest osamotniony, robi to też konkurencja, szczególnie ta tańsza... Natomiast taka Warka Radler ma w sobie sok cytrynowy. Pytanie brzmi, czy chcemi pić piwo, z wodą, cukrem, kwaskiem, czy z wodą, cukrem, sokiem cytrynowym. Co bardziej jest lemoniadą?

Ps przepis na lecha:
Lech premium, woda (tyle co lecha), cukier, kwasek, możesz sobie zrobić sam w domu!
Więc czy warto płacić za piwo tyle ile chcą? Czy ta reklama jest uczciwa? Sprawdźcie sami! I czytajcie etykiety!



 Ze strony Lecha (http://main.lech.pl/shandy):

Co to jest LECH SHANDY? to krystaliczny lekki napój alkoholowy, powstający ze zmiksowania piwa i lemoniady w idealnych proporcjach - 50% piwa i 50% lemoniady.
Lech Shandy dostępny jest w dwóch wariantach
- Lemon oraz Dry Orange.

SHANDY LEMON

TO POŁĄCZENIE PIWA I ORYGINALNEJ
CYTRYNOWEJ LEMONIADY (Cytrynowej?)
 

piątek, 30 sierpnia 2013

Mistrzostwo w nijakości - Tucher Ubersee Export


Oj, będę marudzić. Będę bardzo marudzić. To piwo nie jest złe, jest natomiast mistrzostwem w braku smaku i w nijakości. To tak jak by, pewnego dnia browarnik stwierdził, że ludzie nie lubią piwa więc musi zrobić wodę.
Nie chce się rozwodzić więc będzie krótko:

Zapach 2,5/5 Jest lekko słodowo. Na tym kończy się lista.

Wygląd 3/4 Słomkowe, bardzo jasne, idealnie klarowne.

Piana 3/4 Piana ma średnie pęcherzyki, potem przechodzą duże, ale utrzymuje się odpowiednio długo. Jak widać ładnie oblepia. Kolor biały.

Smak 9/15 Piwo pozbawione jakichkolwiek wad, w takim samym stopniu jak zalet. NIJAKOŚĆ

Odczucie w ustach 4/6 Nasycenie jest ok. Lekkość bardzo duża. Poprawnie, bez jakiegoś wow. Fajnie orzeźwia

Ogólne wrażenia 2/6 Nijakość i dość wysoka cena (ok 6 zł), powodują że piwo nie jest warte tych pieniędzy. Jednak wole piwo od wody. Nie warto, nie kupować.

23,5/40

Skala
- Zapach maksymalnie 5 punktów
- Wygląd maksymalnie 4 punkty
- Piana maksymalnie 4 punkty
- Smak maksymalnie 15 punktów
- Odczucie w ustach 6 punktów
- Ogólnie wrażenie 6 punktów

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Moje top 10 - Must Have! - czyli "Nieodparta chęć posiadania"^^


Krótki wpisik, o tym co mi się marzy^^. Lista prywatna:)

10.
Wiedźmin gra przygodowa - Mieć muszę. Robi ją trzewiczek, to znaczy że będzie dobra, a instrukcja będzie do dupy;). Dodatkowo grafiki są wytwarzane, przez CD Projekt Red. No i jest spełnieniem marzeń każdego nerda, gdyż jest to gra przygodowa^^.

9. Advanced Dungeons & Dragons 2nd, wersja premium. - Klasyka razy dziesięć. Budząca wspomnienia, związane z tym na czym się wychowałem. Czyli gry z serii Planescape, IWD, BG. Dodatkowo mnogość wciąż dostępnych dodatków, a także szereg światów, które są prawdopodobnie najlepszymi w historii fantasy. Tylko drogo, zestaw podręczników 450 zł. Puki nie stanie się milionerem, to sobie odpuszczę.


8. Diablo 3 na Xboxa - Diablo, to Diablo. Totalna klasyka^^. Mam na maca, gram, z rzadka ale bawię się bardzo dobrze. Granie na jednej konsoli, to jednak inny poziom rozrywki. Skrzynka piwa i cała sobota, przy diablo w czwórkę? Jestem na tak. 

7. Wiedźmin 3 i Cyberpunk od CD Projekt RED - Co mogę tu dodać? Trzeba mieć! Oni tego nie zrąbią, nie mogą...

6.
Eldritch Skies - Gra rpg oparta na twórczości Howarda Phillips'a Lovecraft'a. Jednak ta gra jest inna, bardziej głęboka, dużo ciekawsza! Otóż dość często jego opowiadania, to nie horrory, a klasyczne Sci-fi. Właśnie o tym jest ta gra. Retro Sci-fi, z dawką mitów.

5. Star Wars: Edge of the Empire - Jedyna gra, z serii Star Wars którą chce:). Nie opowiada, o gościach z latarką, a o przemytnikach, najemnikach i tym podobnych. Dla mnie, to najlepszy temat, tego uniwersum.

4. Kolekcja tandetnych,beznadziejnych starych filmów fantasy na DVD - Z Yorr, DeathStalker itd. Wliczam do tego też, pewnego rodzaju klasykę, techno fantasy jak Krull i inne. Da się to dostać w rozsądnej cenie, więc pewnie kiedyś zacznę się rozglądać.

3. Książki z serii Świata Dyski i Koło czasu - Klasyka, klasyka. :) Co tu dodać. Kiedyś muszę, zacząć je wreszcie zbierać.

2. Plakaty - Różne plakaty z filmów takich jak: Heavy Metal, Futurama, Krull, . Miecz i czarnoksieznik, Your Highness, The Sword & the Sorcere, Highlander, Conan. (szczególnie stare fantasy)

1. Numenera - Pewnego rodzaju, spuścizna po Planescape. Jednak raczej duchowa, niż faktyczna. Zresztą, autor materiałów do takich rzeczy jak Dungeons & Dragons 3rd Edition, Planescape, HeroClix, Ptolus, Arcana Evolved... Do tego stare dobre technofantasy, bije z tego produktu, z kilometra. No i nowy Tourment, powstaje właśnie, na bazie tego tytułu.
Problemem jest cena 180 zł. No cóż, na razie odstawię ten pomysł:)

Old Crafty Hen - klasyczny mocny angielski Ale

Wesoła gromadka, zebrała się u mnie na grę w Relic. O samej grze, napiszę później, teraz coś o tym co się piło.

Pierwsze na celowniku było klasyczne Ale, angielski gatunek, jest jednym z moich ulubionych. Uwielbiam je za barwę, głębie, smak, zapach. To co w koźlakach irytuje, a Ale jest często ułożone. Ale często to piwo trochę cięższe i pełniejsze. Idealne do picia w pubie, w którym obok pali się ogień, w kominku.

Nie przedłużając:

Zapach 3,5/5 Dość ładny, słodowy. Czuć torf, lekkie alkoholowe nuty whiskey. Mocno odczuwalny słodowy zapach. Poprawnie, lecz nie wybitnie.

Wygląd 4/4 Piękny, cudny wręcz bursztynowy kolor:) Aż miło patrzeć.
 
Piana 3/4 Ładnie oblepia. W kolorze jest beżowa. Niestety szybciutko znika. 

Smak 11/15 Jest solidnie i poprawnie. Jednak fajerwerków, nie stwierdzono. Do najlepszego Ale, brak jest wiele. Torfowość, nuty alkoholowe wytrawne jak u whiskey, orzechy i owoce leśne. Goryczka też solidnie ułożona. Wszystko poprawne, poprawne aż do bólu.

Odczucie w ustach 4/6 Dobrze wysycone (trochę za mocno jak na gatunek moim zdaniem), trochę ciężkie, jednak pijalne. Poprawne i nic więcej

Ogólne wrażenie
3,5/6 Piwo jest dobre. Tylko dobre. Nie mniej, nie więcej. To jest jego główny problem, szczególnie za cenę koło 10 zł. Cena za duża, tak około 4 zł. Moim zdaniem, spróbować raz, a po za tym nie ma się co ekscytować

Wynik 29/ 40

Jest jednak bez rewelacji. Jak widzicie piszę nie wiele, bo i wiele powiedzieć się nie da.

Skala
- Zapach maksymalnie 5 punktów
- Wygląd maksymalnie 4 punkty
- Piana maksymalnie 4 punkty
- Smak maksymalnie 15 punktów
- Odczucie w ustach 6 punktów
- Ogólnie wrażenie 6 punktów

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Struise Brouwers Black Damnation - w poszukiwaniu piwnego ideału

Dobrze mieć wspaniałych przyjaciół. Szczególnie jeżeli pamiętają, o twoim istnieniu.
Katarzyna, która uwielbia bardzo dobre piwo, a mieszka w Belgii odwiedziła moje skromne progi. Jej wiedza o piwie jest 10 krotnie większa od mojej, aż strach myśleć jak wygląda wiedza jej mężczyzny, która jest jeszcze większa.
Ze sobą przywiozła dwie niespodzianki. Pierwsza jest wyjątkowa, więc zostawiam ją na inną okazję. Natomiast druga, niewiele jej ustępuje w wyjątkowości.
Leżakowany, już nie produkowany Struise Brouwers Black Damnation. Wersja z 2010 roku, wartości mocy 13%! Ten fakt, a także groźna czaszka na etykiecie powoduje lekkie drżenie rąk.
Piwo leżakowane 3 lata, otwieramy, nie gazuje. Nalewa się idealnie, piękna piana, która doskonale oblepia... (po lewej kufel, do którego bałem się nalewać, z obawy przed efektami leżakowania... więc piany nie ma). Pokal był cudownie oblepiony. Aromat z butelki, owocowo winny, dość wytrawny, po chwili pojawia się kawa.
Barwa, praktycznie czarny, mętny gdyż leżakowanie zrobiło swoje. Jednak jest to mętność wspaniała, czarna, w pokalu nieprzejrzysta.

Czas na smak... jest to coś co pozbawiam mnie odwagi komentowania. Przypomina delikatne wino, jednak dość treściwe. W winnych aromatach pojawiają się ciemne owoce. Potem pojawia się kawa, lekki aromat czarnej czekolady, brązowego cukru, paloność, lekko czuć toffi. Jest jeszcze coś co niesamowicie mi się spodobało, smaki ziemiste, torfowe, kojarzące się z najlepszymi odmianami herbaty Pu-erh, które uwielbiam. Piwo ma niesamowitą teksturę likieru, czy wręcz gęstego syropu, przy wzorcowej pijalności.
Ktoś spyta "a alkohol?", chociaż procentowo pobija cały nasz rynek, to alkohol jest niewyczuwalny. Jedyne co czuć, to delikatne pieczenie w ustach. PERFEKCJA.

Zapach 4/5
paloność , kawę i inne aromaty przykrywa zapach wina i ciemnych owoców. Co chcieć więcej? Może innych proporcji:)
Wygląd 3/4 Wspaniale czarne, lekko brunatne, nieprzejrzyste, pianą o cudownej barwie.
Piana 3/4 Piana skromna, za to cudownie oblepiająca, o pięknej barwie i strukturze.
Smak 14/15 Smak jest wspaniały, pełny, zaskakujący. Jest to coś czym można się delektować, piwo o wielkiej mocy, w którym tam moc niknie w bukiecie aromatów! Czego chcieć więcej?!!!
Odczucie w ustach 6/6 Idealny przykład doskonałego mocnego, piwa! Alkoholowość ogranicza się do pieczenia, piwo jest aksamitne, przy jednoczesnej strukturze syropu, a także niesamowicie pijalne. To wyjątkowe piwo można pić bez końca, co jest bardzo zgubne przy jego mocy!

Ogólne wrażenie 6/6 Aktualnie jest to najlepsze piwo jakie piłem. Na rodzimym rynku jeszcze czegoś takiego nie spotkałem.

Podsumowanie. Piwo nie jest już produkowane. Jak ci się trafi sztuka dobrze prze-leżakowana, a ktoś chce sprzedać za 30 zł, bierz puki się frajer nie zorientuje, że to za tanio! Chyba, że masz cudownych znajomych, z Belgii:)

36/40 Pić ciesząc się życiem!

Skala
- Zapach maksymalnie 5 punktów
- Wygląd maksymalnie 4 punkty
- Piana maksymalnie 4 punkty
- Smak maksymalnie 15 punktów
- Odczucie w ustach 6 punktów
- Ogólnie wrażenie 6 punktów




czwartek, 15 sierpnia 2013

Dungeon Crawl - pokochaj lochy



"Przed wami, wyrosły wrota do podziemi. Jest tak jak mówił człowiek w karczmie, trzęsienie ziemi naruszyło stare podziemia, samo wejście wyłoniło się na zewnątrz. Lochów nikt nie odwiedzał od wieków, mogą być puste, mogą też być pełne skarbów."


Dungeon Crawl, u niektórych wywołuje oburzenie, skręt kiszek, a także nagły niekontrolowany atak agresji. Inni go uwielbiają. W naszym kraju jest to styl, który natychmiastowo skazany jest na potępienie, setki niepochlebnych uwag, oskarżenie o płytkość planszówkowość. Dugnegon Crawl według wielu, to coś nie przyjemnego, coś niskiego, co nie daje przyjemności. Reszta się po prostu w to bawi.

Może warto zacząć, od tego czym to jest. DC (będę używać tego skrótu), to pewien styl rozgrywki i przygód. Związany jest on z pewną przestrzenią która jest ograniczona. Może to być loch, statek, trakt, a także dowolne miejsce które ogranicza graczy. Jest też silnie związany z eksploracją tego terenu. W tym gracze spotykają na swojej drodze potwory, skarby, pułapki, sekretne przejścia. Elementy te mogą występować, jednak nie muszą pojawiać się wszystkie.
Dungeon Crawl posiada uproszczoną fabułę, jednak nie jest to jednoznaczne z odciążeniem mistrza gry, co samo w sobie jest powszechną opinią(opis na polskiej Wikipedii). Mistrz gry w tym stylu skupia swoją uwagę bardziej na aspektach eksploracji i prowadzenia walk, co samo w sobie nie jest jednoznacznie łatwiejsze od odgrywania dziewic, czy prowadzenia intryg. Zwyczajnie ciężar rozgrywki bardziej skupia się na akcji.
Dla graczy Dungeon Crawl, często oznacza więcej akcji, a także większe wykorzystanie umiejętności postaci.
Granie w tym stylu, nie oznacza również automatycznego spłycenia rozgrywki do cyferek. Opisy lochów mogą być barwne, zagadki mogą być ciekawe, odgrywanie nie musi odbiegać wcale od standardowego odgrywania.

Przykład: Gracze spotykają szkielet leżący koło drzwi. Kiedy się zbliżają szkielet się budzi, informuje graczy, że przepuści ich dalej opuszczając magiczną barierę za łyk wina. W słowach swoich jest szalony, niezrównoważony. Gracze nie mają wina. Wpadają na pomysł że napoją go wodą, bo w końcu nie czuje smaku. Szkielet puszcza graczy, zapijając się wodą, krzycząc jakie te wino jest słodkie i cudowne.

Czy to nie jest pole do popisu dla MG i graczy?


Więc Dungeon Crawl, jest przygodą graną w RPG odbywającą się w ograniczonej przestrzeni, skupioną na akcji, mocno używającą wielu przeciwieństw dla graczy. W swoim stylu zachowuje elementy klasycznego RPG. W swoim stylu posiada też różne odmiany, a także gracze różnie do tego podchodzą.

Można podejść przygodowo w stylu Indiana Jones, można grać z odrobiną mroku, można grać w stylu Surwiwal.

Z Dungeon Crawlem wiąże się wiele, wiele stereotypów. Raczej należą one do stereotypów i nic więcej.

1) Dungeon Crawl jest planszówką - Nie nie jest to prawda. Sam w sobie Dungeon Crawl jest stylem przygód. W związku z tym może być RPG, może być planszówką, może być grą na konsole itd.

2) RPG który jest Dungeon Crawlem jest planszówką - Nie jest to prawdą, RPG jest RPG, ma swoje unikalne cechy. Miedzy innymi stawia narracje mistrza gry, dowolne metody rozwiązywania problemów, komunikowanie się z graczem i zachowuje swoje wszystkie cechy. Natomiast wiele planszówek w tym stylu, zbliża się do RPG. Hero Quest, Warhammer Quest, Descent itd.

3) Sesja w Dungeon Crawl jest rzucaniem cyferek - Nie nie jest to prawdą, wszystko zależy od stylu graczy. Równie dobrze, możemy grać w np przygodzie WODowej i mówić "Mam 4 kropki, rzucam udało się?"

4) Dungeon Crawl olewa fabułę i jej nie posiada -Nie nie jest to prawdą, cały loch i przygoda posiada otoczkę fabularną. Czasem jest to bardzo marginalizowane, jednak nie jest do końca prawdziwe.

5) Granie w tym stylu kusi do Powergamingu i Munchkinizmu - Tak jest to prawda, jednak nie jest to tak powszechne jak się myśli.

6) Dungeon Crawl wypacza realizm - Bzdura totalna. Równie dobrze można stwierdzić, że każda intryga jest realna i sensowna. Realizm zależy od graczy, mg i przyjętej konwencji.

7) Dungeon Crawl wymaga gadżetów - I tak i nie. Jednak są one bardzo przydatne. Tak na prawdę wystarczy kartka w kratkę, długopis, a także parę koralików by było prościej.

8) Dungeon Crawl wymaga trzymania się zasad - Nie prawda. Już DnD 1 ed zawiera wpis o zmianie zasad. Było to na wiele przed złotą zasadą. Ba zmiana zasad, omijanie lub tworzenie było zalecane w tym systemie. Jednak polecam ich używanie.

9) Dungeon Crawl wymaga metagamingu - I tak i nie. Styl klasyczny, tzw styl przygodowy nie wymaga metagamingu. Natomiast styl "przetrwanie" go wymaga. Czemu? Przygody w tym stylu polegają na ekstremalnej trudności i napisze o tym dalej.

Jest tego więcej natomiast przejdźmy do czegoś ciekawszego.



Styl klasyczny vs styl surwiwal.
Styl klasyczny to po prostu klasyczne rpg w lochach. Styl surwiwal polega na założeniu, że gracze i mg znają zasady, wykorzystują je maksymalnie w grze, w której ustawiona jest maksymalna trudność.
Często na drugi tor odstawiana jest fabuła. Czy powinniśmy traktować to pejoratywnie? Moja odpowiedź brzmi "Nie". Rozgrywka ta daje wiele przyjemności, warto spróbować.

Inną kwestią jest to czy tylko DnD jest Dungeon Crawl'em? Zdecydowanie nie. Dungeon Crawl jest łatką przypiętą do tego systemu. Wynika to z korzeni, jak i z tego że wiele rozgrywek skupia się na tym stylu. Sama nazwa tego stylu prawdopodobnie bierze swoje źródło w tej nazwie (ale tu muszą się wypowiadać mądrzejsi ode mnie).
Jednak styl ten też jest obecny w innych RPG. Znany i lubiany Warhammer pierwsza edycja, zawiera wiele elementów do prowadzenia Dungeon Crawl. Sama mechanika, będąca bardzo bitewniakową mechaniką, na to wskazuje.  W podręczniku też znajdziemy wiele, o np walce w lochu czy pułapkach. Sama przygoda w podręczniku podstawowym nie jest niczym innym jak Dungeon Crawl.
Sam styl i elementy obecne są w innych znanych nam rpg. Zew Cthulhu, sam w sobie nie jest grą akcji, jednak zaleca często grę w zamkniętych przestrzeniach, przy użyciu mapy, a także figurek. W podręczniku podstawowym znajdujemy co najmniej dwie przygody w stylu straszny dom.
Sam styl można wykorzystać w innych grach. W Deadlands może to być eksploracja kopalni złota z której wypełzło coś plugawego, w Neuroshimie jaskinie w której chowają się mutanci, a także twierdza gangu. W L5R to może być zamek dajmo opanowanego przez Oni, pełny bestii z shadowland.

Jak się do tego zabrać? Jest to dość proste, weź paru kolegów, stwórz prostą fabułę, wylądujcie w jakiejś zamkniętej przestrzeni, uważajcie na przeciwników, na to kto chowa się za dźwiami, na pułapki... Nie zapominajcie o emocjach, o opisach. Pamiętajcie o kartkach papieru i o jakichkolwiek znacznikach. Bawcie się dobrze!

Nie ma też nic przeciwko temu by na końcu nie było skarbu, a gangster który w ostatnim akcie desperacji przykłada spluwę do głowy zakładnika. Urozmaicajcie to jak tylko chcecie!:D I bawcie się i bawcie!

Dungeon Claw co polecam:

1) Władca Pierścieni Drużyna Pierścienia - podziemia Morii, to idealny przykład Dungeon Clawl

2) Dredd 3d- cały film jest oparty na tej koncepcji, na prawdę dobry męski film

3) Szklana Pułapka - czy muszę coś dodawać?

4) Większość starych filmów fantasy.

5) Seria Gier Icewind Dale- Siostra BG którą polecę każdemu.

6) Seria Heros Might and Magic - Gra na pc która polecę każdemu. Polecam części od 6 do 8. Dziewiątki proszę nie ruszać!
Dostępna na PC (system Windows)

7) Legend of Gimrock - Gra która wskrzesza stary dobry Dungeon Crawl, uzależniająca i bardzo dobra.
Dostępna na Mac, Windows, Linux za śmieszną kasę.

8) Wizardy 8 - Idealna doskonała gra w tym stylu.

9) Whitebox - Doskonały RPG papierowy dostępny za darmo w języku polskim.

10) DnD w każdej postaci -  Czy muszę tłumaczyć?

11) Oko Yrrhedesa - Polski staroszkolny system, warto raz przeczytać.

12) Descent - Fajna planszówka przenosząca nas do tego stylu.

13) Pathfinder - Zwany DnD 3.75. Co mówi samo za siebie.

14) HeroQuest i Warhammer Quest - Doskonałe planszówki zbliżające się do rpg. Bardzo ciężko dostać, ale są idealnym zakupem.

15) Warhammer Quest na iphone... - GRAĆ!!!!