środa, 25 września 2013

piątek, 20 września 2013

Konstancin - Żytni - Ot solidna polska produkcja





Pewnej niedzieli, postanowiłem, zrobić tartę. Ponieważ wielkim kucharzem nie jestem, z tym daniem miałem małe wpadki. Przy drugim egzemplarzu, tarta wyszła nawet zacnie. Jak konsumować, to przy dobrym piwie. Więc przed pieczeniem wybrałem się do reala. Tam znalazłem nie tylko składniki na tartę, ale też ciekawe piwo. Konstancin Żytni.

Pierwsza sprawa którą chciałem poruszyć, jest fakt tego, że praktycznie tradycja picia piwa do jedzenia, w Polsce nie istnieje. Co innego picie wina, które ma doskonałą opinie. Piwo traktowane jest jako coś gorszego. Śmiało mogę powiedzieć, że trunek ten posiada więcej odcieni smaków, więcej gatunków i możliwości. Dodatkowo, w odróżnieniu od wina, przy produkcji piwa, nie ma przeszkód by, w Polsce stworzyć niesamowity trunek. Z winem jest gorzej, wszystko zależy od regionu, gleby, itd.

No więc, tarta była upieczona, piwo w temperaturze 7 stopni. Otwieram. Piwo pachnie niesamowicie, nie ma się co oszukiwać, to pszeniczniak. Udeżają owoce  takie jak jabłka, banany, lekka nuta goździkowa. Piwo samo, w sobie ma wspaniały kolor... A piana jest taka jak powinna być, niestety uciekła...

A w smaku dobrze, chociaż znikają goździki, pojawia się bardziej nuta razowego chleba, drożdży, kwaśnych owoców. Na końcówce czuć lekki smak chmielu, nadający fajną goryczkę.

Czy piwo to jest idealne? Nie, ale jest solidne, idealnie nadaje się do lekkiego dania, jakim jest tarta ze szpinakiem. Nawet ta, mało udana;)

Zapach 3,5/5 To czego się spodziewałem. Solidność, nic ponad to.

Wygląd 3/4 . Piękny kolor, mętna pomarańcz. Piwo mętne, ale takie powinno być

Piana 3/4 Piana bardzo obfita, bardzo ładna, śnieżno biała. Niestety szybko znika. 

Smak 9/15 Tu jest dobrze, solidnie, świeżo. Piwo dobre, nie fenomenalne, ale solidne.

Odczucie w ustach 4/6 Bardzo nisko wysycone piwo, dodatkowo bardzo pijalne. Nie jest to światowy fenomen, ale jest dobrze.

Ogólne wrażenie 4/6 Piwo, nie jest wybitne. Jest dobre i szyte na miarę. Na pewno lepsze od Tyskiego Książęcego Pszeniczniaka. Jak nie wiesz co kupić, a nie masz wyboru, to polecam

26,5 na 40 - Czyli ponad połowa;)

czwartek, 19 września 2013

50+1 filmów - które muszę zobazyć

Specjalnie dla was, lista 50 pozycji, które zobaczę i zrecenzuje. Oczywiście jeżeli się uda zdobyć, ale większość już posiadam:). Jest to, niesamowicie tandetne kino S&S, mocno inspirowane Conanem. Wszystko jest chronologicznie, oprócz Hawk The Slayer, który powstał jako pierwszy, a dokładnie w 1980r, a także innych filmów, jednak jest to mało istotne. Widać dokładnie, że filmy te wysypały się po Conanie.
Lista została zabrana stąd
Dodałem też parę pozycji.



0. Conan the Barbarian (zobaczyłem)
1. The Warrior and the Sorceress
2. Ator, the Fighting Eagle
3. The Beastmaster (zobaczyłem)
4. Gunan, King of the Barbarians
6. Sorceress
7. She
8. Sangraal, la spada di fuoco
9. Hercules (zobaczyłem)
10. Conquest (zobaczyłem)
11. Deathstalker (zobaczyłem)
12. Hundra
13. La guerra del ferro: Ironmaster
14. Thor the Conqueror
15. Il trono di fuoco
16. Yor, the Hunter from the Future
17. Hearts and Armour (zobaczyłem)
18. Lionman II: The Witchqueen
19. I sette magnifici gladiatori (zobaczyłem)
20. Prisoners of the Lost Universe
21. Conan the Destroyer (zobaczyłem)
22. The Blade Master (zobaczyłem)
23. The Warrior and the Sorceress
24. The Devil's Sword
25. The Adventures of Hercules II (zobaczyłem)
26. Red Sonja (zobaczyłem)
27. Barbarian Queen (zobaczyłem)
28. Altar
29. Wizards of the Lost Kingdom
30. Amazons
31. The Barbarians (zobaczyłem)
32. Iron Warrior
33. Deathstalker II (zobaczyłem)
34. Masters of the Universe (zobaczyłem)
35. Gor
36. Stormquest
37. Deathstalker and the Warriors from Hell
38. Gor II
39. Sinbad of the Seven Seas (zobaczyłem)
40. Wizards of the Lost Kingdom II
41. Avalon (zobaczyłem)
42. Barbarian Queen II: The Empress Strikes Back
43. The Hobgoblin (zobaczyłem)
44. Time Barbarians
45. Deathstalker IV: Match of Titans
47. Beastmaster 2: Through the Portal of Time (zobaczyłem)
48. Beastmaster: The Eye of Braxus (zobaczyłem)
49. Kull the Conqueror (zobaczyłem)
50. Hawk the Slayer (zobaczyłem)
+ zasugerowane:
Krull (1983) 
Zardoz


Część zobaczyłem, część jeszcze nie. Jednak za wszystkie zabiorę się od nowa.
A żeby, nie było smutno, plakacik. Lion Man, z tygryso-lwem na okładce:

środa, 18 września 2013

W poszukiwaniu piwnych ideałów - Left Hand Browing co - Milk Stout "nitro" - przy Shadowrunie


Lubie kupować komplety. Tym razem, padło na zestaw Shadowrun Return + piwo "nitro". Oczywiście nie kupiłem razem. Gra została zakupiona, na wszystkim znanym portalu, na którym znajdują się nasze gry. Piwo zostało kupione w Piwach Regionalnych, w Katowicach. Kupiłem je z myślą, o wieczornej grze.

Czym jest zatem, ten cały milk stout? Piwo, z mlekiem, to najprostsze określenie. Tak  na prawdę, mocno upraszczając, jest to piwo, z odrobiną laktozy. Laktoza pochodzi oczywiście, z mleka. Podczas fermentacji, dodatek ten nie podlega fermentacji. Sprawia, że w piwie zostaje specyficzny posmak. Jako ciekawostkę podam, że takie piwo uwarzył bodajże AleBrowar, teraz warzy browar Olimp, a piwo to nazywać będzie się Hera. Zapewne, zakupie. Szczególnie, że znając ceny Olimpu, cena będzie bardzo przystępna. Jednak zostało jeszcze 10 dni dni, do rozlewu pierwszej warki.

Więc jak sobie radzi, to amerykańskie piwo?

Zapach 3,5/5 Zapach jest zdecydowanie ciekawy. Niestety jest bardzo lekki, nie buzuje aromatem. Czujemy wanilie, trochę brązowego cukru, świeżo paloną kawę. Jednak nawet, po ogrzaniu nie jest zbyt intensywny. Niektórzy podają to za zaletę, ja za to odejmuje 0,5.

Wygląd 4/4 Piwo jest PIĘKNE. Czarne, nie przejrzyste, z lekko czerwonymi refleksami, tam gdzie szkło jest cieńsze. Dodatkowo cudowne malutkie bąbelki, podróżują po szkle. Tak jak, w znanym wszystkim Guinness'ie.

Piana 4/4  Piana sama w sobie jest cudowna, niesamowicie drobna, o pięknej barwie. Lepsza od piany konkurencji

Smak 11/15 To bardzo dobre piwo. Jest wyjątkowe, ale na pewno nie oszałamia. Najpierw czuć słody palone, później zamieniają się w smak domowej mokki, choć dosyć subtelny. Do tego dochodzi wanilia i mleczna czekolada, jednak to również jest subtelne. Na końcu pojawia się bardzo wyważona goryczka. Smak szyty na miarę. Szkoda, że mało intensywny.

Odczucie w ustach 6/6 Piwo jest lekkie, a jednocześnie kremowe. Idealnie wręcz, wpływa na podniebienie. Pije się je bardzo dobrze, a po skończeniu nic więcej, jak złapać za następne.

Ogólne wrażenie 4,5/6 13 zł... Za tą cenę chce się więcej. Jest to solidny, delikatny, lekko goryczkowy Milk Stout. Zdecydowanie wole go bardziej od Guinnessa.

33/40 - całkiem sporawo:) Pić grając, w dobrego RPG'a.

Wrzesień miesiącem Deathstalkera - Deathstalker II

Zacznę od wyznania... Straszliwie umęczył mnie, ten film. Był, to jeden, z najbardziej męczących filmów, w moim życiu... Muszę jednocześnie dodać, że jestem mocno odporny na takie kino. Sam pierwszy Deathstalker, został przeze mnie przyjęty z huraoptymizmem, a to coś znaczy.

Deathstalker II został wyreżyserowany, przez Jim Wynorskiego. To taka mała legenda filmów klasy B. Koleś stworzył Vampirelle i inne przerażające potworki, takie jak Piranhaconda, The Return of Swamp Thing (jak coś się nazywa "Powrót bagiennego czegoś", to muszę to zobaczyć, zapewne chodzi o klasyczny komiksowy motyw, potwora z bagien). Dodam, że obniżenie jakości widać.

Zamiast świetnego jednak, w swojej roli Rick'a Hill'a, mamy
John'a Terlesky'ego. Jest tak zły, że... muszę się przyjżeć jego karierze. Rick Hill był świetny, bardzo wiarygodny, w roli "Prawie Conana". Przez tą zmianę, zmienili też koncepcję Deathstalkera, nie jest już wojownikiem, a łotrzykiem, złodziejaszkiem, żeby było ciekawiej, złodziejaszkiem wyjętym chyba z słonecznego patrolu. Przez co, miano Deathstalker (łowca śmierci?), zupełnie nie pasuje do niego.

Jednak czy on jest najgorszym aktorem? O, mój boże, nie... Mamy tutaj Monique Gabrielle i to w podwójnej roli. Jej aktorstwo jest RPG'owe. Jej overacting przypomina graczy RPG, którzy są święcie przekonani. o swoim niesamowitym poziomie aktorstwa, nadużywając go bez przerwy. Jeżeli chcecie, naprostować takiego gracza, puśćcie mu ten film... Albo zrozumie, albo uzna, że to największa nie odkryta gwiazda kina, w dziejach. Wtedy, będzie to oznaczać, że jest ta osoba stracona na rzecz chaosu, na wieki...

( Zgadnijcie, co wyraża ta twarz. )
Dodam, że jej aktorstwo, to przesada plus parę min, wymieniających się między totalne dziecko i idiotkę/ a totalną zdzirę...

Film też sam nie wie czym chce być, waha się między parodią, a poważnym filmem fantasy (przy najmniej, tak na swój temat myśli). Szczerze, dużo bardziej wolałem, kiedy nie-wychodziło mu bycie poważnym filmem (w pierwszej części), niż to, że nie wychodzi mu bycie parodią samego siebie... (marna parodia to gorsze niż marne romansidło).
Dodatkowo, zdjęcia to istna tragedia. Tak samo jak efekty specjalne. Jednak je pominę, są na poziomie pierwszej części. Natomiast, zdjęcia oprócz tego że są tragiczne, to korzystają z ujęć (scen!), z pierwszej części filmu.
Piersi w tym filmie są nadal. Nadal w dużej ilości, chociaż część pochodzi z poprzedniego filmu (nie wypisze kiedy występują, dodam że już w 6-stej minucie).
Humor jest kosmaty... straszny, kiepski. Dobra tyle... teraz:
(wspaniały wojownik, walcząc z chordą zombich, głodem i pułapkami w lochach zagłady odnalazł...:)
Spoilery

Otóż film zaczyna się jak Deadstalker, w twierdzy wroga całuje kobietę, kradnie kryształ, walczy się z piżamowymi ninja (tak dobrze czytacie), na plastikowe miecze. Ucieka przez okno, pojawia się antagonistka.
Potem narracja przenosi się na naszą bohaterkę. Jest wyrzucana przez straże(inny typ piżamowego ninja), z bram miasta. Dowiadujemy się, że to jest Reena the Seer (Reena jasnowidzka). Deadthstalker ratuje ją przed skatowaniem. Potem znowu ją ratuje. Potem ona karmi go zupą, przepowiada mu przyszłość... Dodam, że robi to niesamowicie niewiarygodnie... Oczywiście nasz bohater wierzy, że jego przeznaczeniem jest walka, z potężnym magiem Jarek the Sorcerer (cudowne imię, muszę je wykorzystać). Po to by pokonując resztę przeciwności, uratować księżniczkę. 
Więc pokonuje przeciwności, takie jak zombie, ściany, bomby, krasnale, amazonki, wielka ruda kobieta, seks, itd... 
Okazuje się, że nasza Reena to księżniczka, która została skopiowana, przez złego maga. Na jej miejscu jest umieszczonklon, bestia żywiąca się krwią (ta sama aktorka co gra Reene, przyznam ma piękne ciało), która jest mu podwładna... jednocześnie będąc rozkapryszonym bachorem (dobry motyw, na oldskulową sesję RPG). Na początku zabicie jednej, oznacza zabicie drugiej. Potem za sprawą magii problem znika.
Oczywiście, nasz Deathstalker załatwia sprawę i film się kończy.

Ocena:
3/10 - To film straszny, męczący, beznadziejny... Przez ten film, musiałem podnieść ocenę części pierwszej!

Ocena zło-filmowa
5/10 - Ma wszystko, by uważać go za cudownie zły. Jednak nie jest zły w przyjemny sposób. Jest męczący i irytujący, straszliwie się ciągnie. Oglądać po trzech piwach! (lub podczas ich picia)

ps1. Czy taka bardziej rozwinięta forma recenzji, jest ciekawsza?
ps2. Zobaczcie to zło:


piątek, 13 września 2013

Około Fandomu.





Kilka stworzonych przeze mnie, obrazkowych uszczypliwości i komentarzy, obracających się w okolicy interesujących nas tematów, a także pojawiających się wątków.

sobota, 7 września 2013

Wrzesień miesiącem Deathstalkera - Deathstalker

Dobra, jest wrzesień! Zdecydowanie moja ulubiona pora roku. Czas kiedy jest dość ciepło, by pić piwko na działce, a jednocześnie na tyle rześko, że nie gotujemy się podczas tej czynności. Czas gdzie jest trochę słońca, trochę deszczu. Jest to też początek, najlepszej pory na opowieści! Chodzi mi, oczywiście o jesień.

Ten wrzesień, postanowiłem ogłosić miesiącem Deathstalkera. Niesamowicie kiepskiej serii, starych filmów fantasy! 

Drethstalker, wyrósł na potrzebie rynku, na proste filmy spod znaku magii i miecza. Powód tej potrzeby jest dosyć prosty. W roku 1982, powstał Conan. Ten film zrobił świetną karierę, na srebrnym ekranie. Conan 2, był w produkcji, a ludzie chcieli więcej.

( boże ale ten film jest...)

Cały film zaczyna się, od sceny ataku, prawdopodobnie goblinów, na jakiegoś mężczyznę dobierającego się do kobiety. Kobieta ta jest, zarówno nie chętna jak i związana. "Wojownik" ucieka, ratuje go Deathstalker, wybijając gobliny. W tym czasie inny goblin dobiera się, do kobiety. Deathstalker, morduje uratowanego, morduje goblina, bierze sobie kobietę. Ta dla odmiany jest chętna... Jednak ktoś mu przerywa... STOP.

Wiedźma przekonuje go do zdobycia artefaktu, czyli miecza. Zdobywa go, jak i towarzysza. Potem, kolejnego towarzysza. Później pojawia się pół naga wojowniczka. Oczywiście, otrzymujemy darmowy seks.

Potem bierze udział w turnieju...

Czy już wiecie, co to za film? Jest pełny seksu, absurdów, dziwnego humoru, a jednocześnie powagi. Nie brak pół nagich wojowniczek, obrzydliwych wojowników, magów, tajemniczych artefaktów.
Filmu nie da się oglądać, podchodząc do niego poważnie, czyli tak jak się sam traktuje. Zdjęcia są fatalne, aktorstwo ledwo akceptowalne, efekty specjalne... najtańsze w historii (prawdopodobnie). Dodatkowo, mamy mnóstwo bardzo kiepskich pomysłów. Pomysłów, które jednak mają swój urok. Urok ten, to pewna łezka wspomnień związanych, z filmami VHS, czy kiepskimi książkami fantasy, które po miesiącu od wydania lądowały na przecenach, dzięki czemu lądowały w ręku nie jednej osoby.
Dodatkowo daje kilka fajnych patentów na sesje. 

Co mi dał Deathstalker? "Dobrą rozrywkę".
Czym nie jest? Dobrym filmem!

Ocena 4/10 - To zły film, z beznadziejnym scenariuszem, zerowym budżetem, beznadziejnym aktorstwem. Jak szukasz arcydzieła nie patrz w tą stronę.

Ocena zło-filmowa 7/10 - Potężna dawka humoru,który jest nie zamierzony. Specyficzny klimat, dziwne pomysły fabularne, bezsens... Jako zły film, który chce się obejrzeć dla przyjemności oglądania... Polecam!

Ale łydki, nie dostanie:P
Piersi pojawiają się w:
6, 25, 31, 38 minucie... Pewnie jest tego więcej.


Tu macie trailer, zobaczcie jakiej skali jest to zło!:D


piątek, 6 września 2013

Nowy wygląd!!!

Łukasz Kołodziej - był na tyle miły, że podarował mojemu blogowi nowy wygląd. Jest autorem banneru który widzicie na stronie. Jestem mu winny piwo, obiecuje że niedługo je otrzyma. (mam nadzieje, że w przyszłym tygodniu).

Dodatkowo do nowego wyglądu, przyczyniła się malutka, za to bardzo fajna aplikacja Tartan Maker. Możecie ją znaleźć na stronie http://www.tartanmaker.com/.

A co widać na Logu/Bannerze? Łydkę! Oczywiście łydkę, krasnoluda, z tatuażem serduszka. Bardziej pasującego loga nie mogłem sobie wyobrazić. 

:D
Ciekawy jestem, czy wam się podoba.

Trappistes Rochenfort nr 10 - w poszukiwaniu piwnego ideału





Wielkie piwo, z wielkiej piątki. Dziś czas na legendę. Czy sprosta oczekiwaniom? Czy ja podołam?
Zaznaczę, że piwo ma datę ważności 01.10.13, czyli późno. Mogły zajść zmiany w piwie w stosunku do piwa świeżego.

Browar z którego pochodzi to piwo, znajduje się w Belgii. Jak można się domyślać, leży w Rochefort. Jest to typowy, klasyczny browar trapistów, czego też można się domyśleć na podstawie nazwy. Browar produkuje trzy piwa. Oznaczane są kolejno Rochefort 6 (7,5% alkoholu), Rochefort 8 (9.2% alkoholu), a także najmocniejsze, które właśnie spożywam to Rochefort 10 (11.3% alkocholu).
Jednocześnie jest to piwo, nr 5 na światowym rankingu strony http://ratebeer.com/.
Piwa takiego nie można otworzyć, bez okazji. Dziś oblewamy smutki. Więc czy to piwo na nie starczyło?

Zapach 5/5 Zapach jest niesamowity. Dociera do nozdrzy, już w momencie otwierania. Kiedy powoli odginałem kapsel, tak aby go nie uszkodzić, to atakował mnie bardzo mocno. Pierwszy aromat, który dociera do nas to wino, ciemne owoce, śliwki, winogrona, zapach jest lekko kwaśny. Potem czujemy czekoladę, jest ona słodka. Końcówka należy do kawy, słodów palonych. To wszystko składa się na niesamowity bukiet. Wszystko to uzupełniają jabłka, oraz zapach razowego chleba. Piwo pod tym względem powala, można się uzależnić. Zapowiada się niesamowicie.

Wygląd 2/4 Tu już jest gorzej. Piwo jest brązowe, o bardzo fajnej mętności. Barwa jest ciemna, lekko słomkowa i złocista.Jednak w moim wypadku, wytrącił się białkowy osad który psuje jednak całość. Wygląda przez to nie estetycznie, bardziej jak napar ziołowy. Jednak gdyby nie to, to by było całkiem znoście.

Piana 2/4 Piana solidna na początku, potem zmienia się w lekki mały kożuszek. Słabo oblepia, jednak jest bardzo ładna, drobno pęcherzykowa. Barwa beżowa. Niestety piana szybko znika.

Smak 13/15 Tu jest dobrze, wręcz fenomenalnie, bardzo dobre piwo. Smak wręcz uderza w pijącego. To nie jest Kasztelan gdzie są skromne smaki, wody mineralnej. Tutaj jest prawdziwa armata! Cała plejada: skórka razowego chleba, toffi, kawa, czekolada, z dominacją owoców takich jak świeże zielone jabłka, śliwki. Potem czuć w ustach alkohol który objawia się delikatnym drapaniem. Jest to niesamowicie zdradzieckie, nikt by nie powiedział, że to piwo ma taką moc! W ustach zostaje smak białego wytrawnego wina,skórki chleba, kawy i palonych słodów. Jednak nie przez chwile! Trzyma nawet dobre 5 minut, dodatkowo darząc nas lekkimi korzennymi przyprawami. Więc czemu nie 15? Cóż Belgię już poznałem, brak tu czegoś niesamowitego jak w Black Damnation. To po prostu mistrz swojej kategorii. Lecz styl nie jest na tyle ciekawy by dać 15;). Czekam na coś lepszego.

Odczucie w ustach 6/6 Niskie wysycenie, duży charakter, bardzo intensywny. Alkohol ukryty bardzo dobrze, mocno rozgrzewający. Lekkość i charakter. Nie wiem jak,ale udało im się zrobić na mnie wrażenie. Dodatkowo ten smak ciągle czuć! Takie coś nie jest spotykane codziennie! Chce się więcej.

Ogólne wrażenie 6/6 15zł! Tak to piwo kosztuje 15zł! Szok. Jak na swoją cenę jest czymś wyjątkowym. Musicie spróbować choć raz. Robi wrażenie czegoś naprawdę wyjątkowego i takie jest. Niestety jednocześnie nie jest dla mnie tak wyjątkowe jak Black Damnation. Szkoda. Czy ktoś to pobije? Już nie długo się okaże.

Na chwile obecną
1. Black Damnation
2. Trappistes Rochenfort
3. Porter Łódzki (tak polskie piwo)

34/40 Pić ciesząc się życiem!
ps.
Pić bardzo powoli, malutkimi łykami by cieszyć się bukietem.
Do zakupienia tutaj.
http://piwa-regionalne.com.pl/pl/p/Trappistes-Rochefort-10/159

Skala
- Zapach maksymalnie 5 punktów
- Wygląd maksymalnie 4 punkty
- Piana maksymalnie 4 punkty
- Smak maksymalnie 15 punktów
- Odczucie w ustach 6 punktów
- Ogólnie wrażenie 6 punktów

O testowaniu umiejętności cz1. Umiejętności oparte na wiedzy.

Testowanie umiejętności, to wbrew pozorom temat dość trudny. Śmiem wręcz twierdzić, że często jest to traktowane dość pobieżnie, ze złym podejściem do tematu. Pragnę przestawić moje podejście do testowania, jednocześnie zapraszając, do dyskusji. Dzisiaj testowanie umiejętności opartej na wiedzy.

Jak testujemy. Testy a wiedza gracza.

Problemem jest zatarcie tego co gracz wie, a co potrafi jego postać. O ile jeszcze przy używaniu umiejętności, takiej jak "leczenie", przy użyciu mechaniki nie stanowi wielkiego problemu, to w storytellingu, kończy się to najczęściej bardzo słabo. Chyba że gracze potrafią zachować granice, ale nie o tym mówimy, gdyż o granicach tak na prawdę, bardzo szybko się zapomina.
Przykłady:

1. Użycie mechaniki  + nagięcie zasad.
Gracz odgrywa profesora historii, jego postać nie ma pojęcia o leczeniu, opatrywaniu ran, jej leczenie praktycznie nie ma żadnej wartości. Jej towarzysz jest ranny. Powiedzmy, że postać ma szanse 10%, ale przy tej trudności ma szans 30%, zaczyna opisywać co robi jego postać, że szuka płótna, dezynfekuje ranę, itd. Mistrz gry stwierdza, że w sumie gracz kierując postacią zrobił wszystko jak powinien. Rana zdezynfekowana opatrzona, gracz ładnie to opisał więc dostał dodatkowe 20% szans. No więc, mamy 50% szans. Gracz rzuca, postaci udaje się dobrze opatrzyć ranę.

Jest to, trochę nie poprawne, jednak moim zdaniem dozwolone. Zdarza się styl grania, w którym gracze lubią znajdować rozwiązania to taki element.
Jednak czemu to błędne? Gracz nie ma pojęcia o opatrywaniu ran. Z jego wiedzą, potrafi co najwyżej nakleić plasterek. Przy bardziej paskudnej ranie, będzie się denerwować, ręce będą mu się trząść, nie będzie wiedzieć co robi. Prawdopodobnie nigdy tego nie robił! Co z tego, że gracz wie jak się zachować, jego postać nie wie. Osobiście czasem na to pozwalam

2. Mocne nagięcie zasad - rezygnacja z testu.
Gracz odgrywa profesora historii, jego postać nie ma pojęcia o leczeniu, opatrywaniu ran, umiejętność postaci związana z leczeniem praktycznie nie ma żadnej wartości. Jego towarzysz jest ranny. Powiedzmy, że jego postać ma szanse 10% na sukces, ale przy tej trudności (dość łatwy test) ma szans 30%, zaczyna opisywać co robi jego postać, że szuka płótna, dezynfekuje ranę, itd. Mistrz gry stwierdza, że w sumie gracz zrobił wszystko jak powinien. Zdał test.


Jest to dosyć częste nagięcie zasad. Co z tego że gracz opisał wszystko. Jego postać nic nie umie! Zdaje sobie test tak sobie. Może ma karte gdzie te leczenie jest zerowe, ale mistrz gry wybiera wiedze gracza a postaci. Moim zdaniem jest to nie dopuszczalne. Nie pozwalam na to nigdy. Jest to dla mnie najgorsze podejście, niezgodne z duchem gry.

3. Test mechaniczny - odwrócona kolejność deklaracji - podejście konsekwencyjne
Wersja 1:
 Gracz odgrywa profesora historii, jego postać nie ma pojęcia o leczeniu, opatrywaniu ran, umiejętność postaci związana z leczeniem praktycznie nie ma żadnej wartości. Jego towarzysz jest ranny. Powiedzmy, że postać ma szanse 10% na sukces, ale przy tej trudności testu (mistrz gry ustala że to łatwy test) ma szans 30%. Gracz rzuca, zdał test. Mistrz gry prosi o opisanie gracza, jak jego postać sobie z tym poradziła. Więc gracz opisuje co zrobiła jego postać.

Wersja 2:
Gracz odgrywa profesora historii, jego postać nie ma pojęcia o leczeniu, opatrywaniu ran, umiejętność postaci związana z leczeniem praktycznie nie ma żadnej wartości. Jego towarzysz jest ranny. Powiedzmy, że postać ma szanse 10% na sukces, ale przy tej trudności testu (mistrz gry ustala że to łatwy test) ma szans 30%.. Gracz nie zdał testu. Jednak mało brakowało. Mistrz gry stwierdził, że graczowi udało się opatrzyć ranę, ale robił to długo, datkowo niezbyt dobrze opatrzył ranę. Przez co może się paskudnie goić.

Deklaracja "po", jest bardzo rzadka, jednak dla mnie zgodna z duchem rpg. Dodatkowo trochę bardziej fabularna. Gracz deklaruje działanie postaci. Postać wykonuje działanie skutecznie, gracz opisuje jak doszło do tego skutku. Postać wykonuje działanie nie skuteczne, też opisuje. Mistrz gry, nie ingeruje w działanie gracza, podaje tylko wynik działania, pozytywny lub negatywny.
Zdecydowanie moje ulubione podejście.

4. Test mechaniczny - klasyczny
 Gracz odgrywa profesora historii, nie ma pojęcia o leczeniu, opatrywaniu ran, jego leczenie praktycznie nie ma żadnej wartości. Jego towarzysz jest ranny. Powiedzmy że ma szanse 10%, ale przy tej trudności ma szans 30%. Gracz rzuca, zdał test.Mistrz gry opisuje jak to się stało.

Moim zdaniem, jest to złe podejście, jednak zgodne z duchem gier RPG. Gracz deklaruje akcje, testuje, a mistrz gry opisuje skutek. W teorii wszystko wydaje się ok. A jednak, tak nie jest. Mistrz gry przejmuje kontrole nad postacią, więc odbiera kompetencje należące do gracza, jest to  nie prawidłowe.
5. Test mechaniczny - klasyczny ze wcześniejszym opisem
Wersja 1: Gracz odgrywa profesora historii, jego postać nie ma pojęcia o leczeniu, opatrywaniu ran, umiejętność postaci związana z leczeniem praktycznie nie ma żadnej wartości. Jego towarzysz jest ranny. Powiedzmy, że postać ma szanse 10% na sukces, ale przy tej trudności testu (mistrz gry ustala że to łatwy test) ma szans 30%. Gracz opisuje i rzuca. Nie zdał testu.


 Podejście jest bardzo częste, jednak zauważyłem że z punktu logiki słabo działa. Otóż gracz opisuje swoje działanie, działanie to jest poprawne i jak najbardziej powinno dawać bonusy, ale jest oparte na wiedzy gracza, więc... nie powinno mieć miejsca. Powoduje to mały zgrzyt logiczny. Jednak działa to wtedy, kiedy zamiast klasycznego "nie zdałeś", mistrz gry używa systemu konsekwencji. Czyli, opisuje że gracz zrobił wszystko poprawnie, ale gdzieś wykonał błąd. Chociaż widzę tu też problem. Nie da się w ten sposób odegrać fatalnej porażki, albo jest to bardzo utrudnione. Bo jaką można mieć fatalną porażkę, kiedy gracz opisał że wziął płótno, dokładnie je zdezynfekował, wszystko zrobił jak powinien? Cóż pole do popisu jest niewielkie.

 Jak gracz może zwiększyć szanse w testach.

Czy w związku z tym, gracz może zwiększyć swoją szansę w testach? Oczywiście, że tak. Od razu się nasuwa pytanie, jak to może zrobić. Odpowiedź jest prosta. Poprzez "kupowanie" sobie szans. Często gracz opisuje działanie, jednak nie posiada z tego tytułu żadnych konsekwencji, etap przygotowania, został spłaszczony. Przygotowanie, jak i sam przebieg działania wykonywanego przez gracza, daje możliwość zwiększenia szans na udany test.
Można to wykonać poprzez:

- Przygotowanie odpowiednich narzędzi, środowiska, klimatu, do wykonania danej czynności
- Zdobycie odpowiedniej wiedzy niezbędnej do wykonania danej czynności
- Zadeklarowanie większej dokładności wykonania danej czynności
- Poproszenie o pomoc


Jak to wygląda w praktyce? Podam jeden uniwersalny przykład.

Ta sama sytuacja, ranny towarzysz. Gracz przed przystąpieniem przed zabiegiem, deklaruje, że jego postać:
- Biegnie do apteki, kupuje (pytając o to farmaceutke, wykonując odpowiedni test opisywania zdarzenia) odpowiednie specyfiki, takie jak bandaże, itd. Zwiększa swoją szanse o 15% ( ma już 45%). Jednak traci czas (ranny traci k6 punktów życia np). Traci pieniądze (mało:)), musi wykonać dodatkowy test.
- Szybko wchodzi na internet, sprawdza co należy zrobić. (ze względu na presje i szybki czas zdobywania wiedzy dostaje tymczasowe 5% do testu (a leżący bohater traci k4 punktów życia, ale gracz posiada już  50%)
- Gracz prosi innego bohatera o pomoc, w zależności od mechaniki, odpowiednio dostaje bonus, powiedzmy 10% ( ma już 60%), konsekwencją jest konieczny udział innej postaci
- Gracz postanawia zrobić to dokładnie! Więc poświęca więcej czasu na operacje, dajmy na to zszywania. Większa dokładność dodaje 10%, ale mg stwierdza że zamiast 30 minut, gracz poświęca na to 1,5 godziny. (ale ma 70% do testu! lub więcej!)


Prosty sposób ale bardzo fabularny, wydłuża sam proces, ale daje graczowi szanse. Dodatkowo fabularnie poprawny i nie korzysta z wiedzy gracza, a postaci.

System konsekwencji
Udany test, często nie stanowi problemu. Duży problem stanowi test, który oblany, logicznie nie może stanowić automatycznego "nie zdałeś koniec", tak jak nasz test "leczenia". Podejściem odpowiednim, jest podejście konsekwencyjne. Mistrz gry, stwierdza że test jest zdany ale, dodaje negatywne skutki działania gracza.
Czym mogą być te skutki? Przykłady, do leczenia:
- Dłuższy czas, niż przewidziany na wykonanie działania
- Wyjątkowe wyczerpanie fizyczne/ psychiczne gracza ujemny modyfikator do kolejnych testów, chyba ze gracz odpocznie
- Wykonanie czynności nie dokładnie, w związku z tym np strata kolejnych punktów życia przez rannego.
- Strata przytomności przez rannego
- Zostawienie czegoś w ranie
- Trwała blizna rannego
- Ranny ma opatrzoną nogę, ale będzie kulał dwa dni
- itd itd

Czyli gracz wykonuje czynności, ogólnie czynność się udała, ale spowodowała negatywne konsekwencje podane przez mistrza gry. Dodatkowym zyskiem jest możliwość wprowadzenia tą metodą, wątków fabularnych. Jeszcze innym zyskiem, jest utródnienie czasem graczom przez to dalszej gry. Ogólnie utrudnianie graczom życia, nie jest chwalebne samo w sobie. Jednak ma wiele aspektów pozytywnych. Uznajmy, że nasz ranny bohater kuleje. Gracze muszą uciekać np przed kultystami, mają tą ucieczkę utrudnioną, muszą albo znaleźć pojazd, albo pomóc mu chodzić. Gracze czują konsekwencje czynów, jak i wcześniej nie udanego testu.




Na zakończenie

To tylko moje pomysły, spostrzeżenia. Jak lubicie grać inaczej niż ja, a przy tym bawicie się dobrze, nie mam zamiaru wam tego odbierać. Po prostu chce skłonić was do refleksji nad czym, co czasem zdaje się banałem.
Za niedługo zajmę się kwestią umiejętności opartych na cechach fizycznych, a także najtrudniejszym elementem, opartych na cechach społecznych.


środa, 4 września 2013

Dlaczego nie tknę Lecha Shandy - i innych piw o pewnym składzie (mały incydent)

Zdjęcia nie będzie. Nie kupie tego piwa, jak i nie kupie podobnych tego typu piw. Kiedyś go próbowałem, do dziś po tej próbie nie chcę go pić. Moim zdaniem ( nie wytaczać mi procesów), Lech jest pewnym oszustwem. Reklamowany jest jako piwo z lemoniadą, cytrynowe. Natomiast nie ma najmiejszego związku z cytrynami. W składzie znajdziemy:

"Skład: piwo (prawdopodobnie Lech Premium), zaprawa lemoniadowa (woda, syrop cukrowy, kwas cytrynowy – regulator kwasowości, aromaty, sukraloza – substancja słodząca)." (pisze o wersji sprzed roku)

Rok temu (pamietam to do dziś), napisałem na stronie facebooka Lecha, pytanie czemu reklamują się lemoniadą i cytrynami, jeżeli w ich składzie nie ma cytryn. Odpowiedź mniej, więcej wyglądała tak "Bo to najlepsza esencja cytryn"... E?

Poszperajmy!
z wiki:
W przemyśle kwas cytrynowy jest otrzymywany głównie przez fermentację cytrynową, zanurzoną, na pożywce z oczyszczonego cukru lub hydrolizatu skrobi za pomocą kultur pleśni: kropidlaka czarnego Aspergillus niger hodowanego na podłożu o początkowym pH 2,5 – 3,5.
Może być otrzymywany syntetycznie.

Hmmm nic o cytrynach? To może w tej fermentacji coś będzie:

Fermentacja cytrynowa – metoda otrzymywania kwasu cytrynowego z glukozy z wykorzystaniem odpowiednich pleśni. Sam proces nie jest właściwą fermentacją, gdyż ma charakter ściśle tlenowy, jednak został tak nazwany ze względów historycznych i zwyczajowych.

Pleść, cukier... a gdzie cytryny! Dobra szperajmy dalej!!!


Metody produkcji kwasu cytrynowego

Metoda fermentacyjna przewyższa metodę uzyskiwania kwasu cytrynowego z owoców cytrusowych, ponieważ jest tańsza. W metodzie tej wykorzystuje się melasę, będącą produktem ubocznym przemysłu cukrowniczego.
Wytwarzanie kwasu cytrynowego związane jest z okresem głodowania grzyba. Skład pożywki powinien być tak dobrany, aby umożliwić tylko nieznaczny rozwój grzybów, a jednocześnie uniemożliwić zarodnikowanie.


Dobra jest coś o cytrynach. Jednak hmmm to z jaką metodą jest to produkowane, nie dowiemy się. Chociaż to mało ważne. Jeżeli przejdziemy na wikipedie i poszukamy o lemoniadzie, to znajdziemy zapis:

Lemoniada – napój chłodzący o kwaskowatym smaku składający się z wody, cukru i soku cytrynowego, niekiedy gazowany. 
 No dobra
 Sok zastępowany bywa przez inny kwas – pochodzenia roślinnego lub sztuczny.

No tak... czyli mamy tutaj produkt gorszy, w którym zastąpiono sok z cytryn kwasem cytrynowym. Oczywiście Lech nie jest osamotniony, robi to też konkurencja, szczególnie ta tańsza... Natomiast taka Warka Radler ma w sobie sok cytrynowy. Pytanie brzmi, czy chcemi pić piwo, z wodą, cukrem, kwaskiem, czy z wodą, cukrem, sokiem cytrynowym. Co bardziej jest lemoniadą?

Ps przepis na lecha:
Lech premium, woda (tyle co lecha), cukier, kwasek, możesz sobie zrobić sam w domu!
Więc czy warto płacić za piwo tyle ile chcą? Czy ta reklama jest uczciwa? Sprawdźcie sami! I czytajcie etykiety!



 Ze strony Lecha (http://main.lech.pl/shandy):

Co to jest LECH SHANDY? to krystaliczny lekki napój alkoholowy, powstający ze zmiksowania piwa i lemoniady w idealnych proporcjach - 50% piwa i 50% lemoniady.
Lech Shandy dostępny jest w dwóch wariantach
- Lemon oraz Dry Orange.

SHANDY LEMON

TO POŁĄCZENIE PIWA I ORYGINALNEJ
CYTRYNOWEJ LEMONIADY (Cytrynowej?)