sobota, 27 grudnia 2014

"Bo wróbelek ma jedną nóżkę bardziej." Czyli czemu otaczają mnie same mięczaki. Cz. 12 544 013 epicka saga.

To będzie chaos, więc jeżeli nie lubisz miernoty redakcyjnej odpuść sobie. Serio, idź gdzieś indziej.

Dawno mnie tu nie było, nie będzie wymówek, zawaliłem. Czemu nie będzie wymówek? Wiecie, właśnie to dla mnie odróżnia faceta, od mięczaka. Robię coś bo chce, poświęcam się albo daje ciała. Tak, tak jest. Każdy ma wymówkę, na wszystko. Codziennie słyszę setki ton wymówek, każdy ma swoją. Najbardziej fascynujące jest to, że to nie tylko wymówki w obliczu porażki, to też słowa mające tłumaczyć co ta osoba robi, ze sobą, ze swoim wolnym czasem, wyglądem. Może nie do końca chodzi, o wymówki. Raczej  tłumaczenie tego co się robi, nadawaniu większej wartości rzeczom zwykłym, by mieć wymówkę przed tymi, którzy dziwią się, że można w ten sposób marnować swoje życie.

Dobra uporządkuje wpis, po chaotycznym początku.

1. Kochanie, chciałem wyglądać jak bóg, mieć cudowną formę, ale nie chciało mi się.

  Wyobraźmy sobie scenę, jesteś facetem. Masz figurę kanapowca. Nie winię cie, masz prawo. Nie każdy musi czuć chęć posiadania niesamowitego ciała, mieć fajny biceps, cudowne mięśnie, robić przysiady mając 180 kilo na plecach do samej ziemi. Po prostu nie. Jednak patrzysz się na te cholerne zdjęcia, chcesz taki być, patrzysz się wdupiając chipsy, za chwilę włączysz sobie grę. Brawo.

Potem podchodzisz do dziewczyny. Odrzucając wszystkie frazesy, powiedz jej... "Kochanie, chciałem być dla ciebie wysportowany, seksowny, tak że nie mogłaś by się mi oprzeć. Wiesz, nie chciało mi się, nie miałem czasu, robiłem *****" (w miejsce kropek wpisz swoją wymówkę).

Wyobrażasz sobie coś takiego? Ja nie. Można mówić, że liczy się intelekt. Wygląd, to nie wszystko. To prawda, jednak w momencie kiedy chciałeś coś mieć, czemu to nie było zrealizowane, co ci przeszkodziło? Wymówki? Mówisz, ale miałem studia, miałem remont, miałem prace. Ja też! Kurde szczerze nie wyglądam jak facet z okładki. Wiem, że to możliwe, jednak nie mam zamiaru mówić chciałem jeżeli się nie uda. Spojrzę prawdzie w oczy. Jestem facetem, wiem czego chce. Nie osiągnę tego? Odniosę porażkę. Podejdę do tego cholernego lustra i powiem. "Jesteś małym żałosnym człowieczkiem, zawaliłeś i to tylko twoja wina"

To się nie wiąże tylko z wyglądem, ale z każdym cholernym aspektem twojego życia. Chcesz skończyć studia? To je skończ! Chcesz zdobyć dobrą pracę? Walcz o to, rozwijaj się. Chcesz wydać rpg, idź i tak długo pisz, aż skończysz. Bez cholernych wymówek!

Jesteś facetem? Nie ma chciałem! Siadasz, robisz, osiągasz swój cel. Nie uda ci się? To tylko twoja wina. (dotyczy to też kobiet i samozaparcia, ale jestem seksistowską świnią wiec wybaczcie)

Ćwiczenie nr 1
Podchodzisz do lustra. Mówisz "Mój sukces, czy porażka zależą tylko od mojej osoby. Nie ma wymówek, to ja osiągam cel, to ja ponoszę porażkę. Kiedy mi się nie chciało, inni zapieprzali. Więc kiedy oni będą walczyć, ja włożę więcej siły, po to by ich prześcignąć."

2. Mam brodę, bo mieli ją wikingowie i Chrystus. Jestem lepszy.

Powiem tak, mam dość czytania żałosnych tekścików grupy mięczaków, którzy próbują się dowartościować. Nowe pokolenie hipsterów, żałosne...

Wiecie, mam brodę i super. Broda jaka jest każdy widzi. No i nadchodzi moda, lumberseksualizm. Szczerze, to fajne zjawisko, bo setki tabloidów, reklam, teledysków i innego zapychającego nam rzeczywistość chłamu, nie jest już wypełniona zdjęciami facetów idealnie ogolonych. Doceniają różnorodność. Powstają fajne filmiki, koszulki, memy, głównie też śmieszne. Dodatkowo są kosmetyki dla facetów, których mi brakowało. Komercja? Tak, ale to że ktoś zwęszył biznes nie powoduje od razu, że trzeba to skreślać. Jest mi po potrzebne, mam gdzie iść strzyc moją brodę. Chociaż to wciąż ciężki temat.

Więc z czym mam problem? Pojawia się pewna kultura, a wraz z nią domorosłe blog gwiazdeczki które złapały szanse. No więc zapuszczają brodę, potem zaczynają gwiazdorzyć wiecie, złapią jakąś 16stkę co leci na brodę. Najgorsze jest to, że zaczynają na poważnie pieprzyć! Jezu i to jak!
Cytat!:

" Najsławniejszym brodaczem świata jest sam Jezus Chrystus, zapuszczając brodę chcą nie chcąc stajemy się do niego podobni. "

Wybaczcie, nie przytoczę bloga... jednak jak to czytam to nie wiem czy się śmiać, czy płakać. Wiecie co zrobię? Prychnę. (sprawdziłem w słowniku znaczenie na wszelki wypadek)

Zapuszczając brodę, nie staniesz się wikingiem, nie staniesz się twardzielem, opiekunem rodziny, przywódcą, człowiekiem sukcesu czy mesjaszem. W żaden sposób nie staniesz się lepszy, nie czyni cię też lepszym irokez, dredy, kolczyki, tatuaże, solarium lub jego brak...
Kurde zapuszczając brodę, masz brodę. Tylko tyle. Nie stajesz się automatycznie lepszym człowiekiem. Nim się stajesz, dziennie pracując nad sobą, będąc doskonalszy z dnia na dzień. Broda ci nic nie da. Gadając takie głupoty, stajesz się pośmiewiskiem.

Ćwiczenie nr 2.
Podchodzisz do lustra i mówisz: "Kolor koszulki, zespół którego słucham, broda tatuaże, nie dają mu cech charakteru, nie czynią mnie lepszym. Jest to tylko wizja samego siebie, którą realizuje. To czyny czynią mnie lepszym."

3. Grając w tą grę jestem lepszy, inni to pozerzy!

Ludzie, marnujecie swoje życie. Serio. Każdego dnia. Włączasz konsolę, grasz w gry, grasz w RPG, bitewniaki.Oglądając sport, łowiąc ryby, składając modelę, spełniasz się, kochasz to, masz do tego pełne prawo. Jesteś w tym serio dobry? Gratuluje determinacji. Nawet chodząc na siłownie itd. W jakimś tam sposób marnujesz czas, podczas którego możesz ratować ludzi od głodu w Afryce. Powtórzę, masz do tego prawo!

To co mnie wkurza, to wmawianie sobie, że jest się lepszym bo ma się takie a nie inne hobby. Ba nawet w ramach jednego zajęcia, ludzie szukają pretekstu by pokazać innym, że są lepsi.
Idealnym przykładem są gry RPG. Wiecie, te papierowe. Faktycznie mają one trochę walorów edukacyjnych, w różny sposób rozwijają, fajnie się przy nich spędza czas. Jednak ludzie lubią się dowartościowywać, mówiąc że to sztuka. Dodatkowo dodają walorów całej społeczności, ciągle gadając że ludzie grający w rpg to ludzie inteligentni, uczciwi i mądrzy. Chętnie widzą swoje hobby na piedestale. Dodatkowo, wybierając daną grę powtarzają jak to inne gry są beznadziejne,a inni ludzie są gorsi  bo grają w gorszą grę. Czasem to brzmi, jak tłumaczenie w stylu "Tak jestem żałosny, ale tamci są bardziej, bo to co robię ma głębię!".

Powiem tak, człowieku grasz w gre. Marnujesz swoje życie, nie czyni cie to lepszym. Po prostu to forma, w jakiej lubisz spędzać czas. To że ty grasz w swoje elfiki, nie znaczy że jesteś lepszy od kogoś kto ogląda sport, czy ćwiczy mma. Po prostu taki jesteś. Rób to dlatego że to kochasz, że się w tym odnajdujesz, a nie dlatego, że czujesz się przez to lepszy od innych. Serio tak masz? Pomyśl jak beznadziejny jesteś. Rpg, planszówki, siłownia, sporty walki nie czynią cię lepszym człowiekiem. To twoja determinacja i czyny to robią.
Można grać w rpg i kraść, ćwiczyć mma i nie pomóc kloszardowi którego kopie jakiś leszcz bo został poproszony o bułkę. To twoje czyny czynią cie lepszym.

Ćwiczenie nr 3. Stań przed lustrem i powiedz: Granie w gry, ćwiczenia, czytanie, malowanie, czy inne zajęcia, nie czynią mnie lepszym od innych. Chce tak spędzać czas, bo w tym się odnajduje. Tylko moje czyny czynią mnie lepszym. To ja wybieram jak marnuje swój czas, nie muszę wmawiać innym że to czyni mnie lepszym. Nie potrzebuje wymówek dla swojej pasji. To moja sprawa.


 Nie jestem superbohaterem, ale mam jaja by się do tego przyznać


To moje motto. Ćwiczę by ćwiczyć, to że nie wyglądam jak bóg to moja wina, za mało determinacji, chce dać z siebie więcej. Nie będę się tłumaczyć. Mam odwagę to powiedzieć.
Mam brodę, mam bo mam nie powoduje to tego, że jestem lepszy. Nie jestem też przez to, mesjaszem,wykingiem. Mam też tatuaże i tunele, nie potrzebuje ideologii by je mieć, mistycznych znaczeń itd. Mam bo chce tak wyglądać. To że je posiadam, nie czynią mnie lepszym. To że daje z siebie wszystko już tak.
Gram w rpg, planszówki, dużo czytam, lubię ambitne kino, sport. To że tak mam, nie powoduje że jestem lepszym człowiekiem od innych. To że pomogę staruszce, lub sąsiadowi np wnieść węgiel już tak.

Wiecie czemu to piszę? Bo nie chce być dopisywany do ideologii, do ładowania sobie ego, przez ludzi którzy w środku są wydmuszkami. Po prostu jestem jaki jestem, nie muszę wam tłumaczyć dlaczego. Też bądźcie tacy, jacy chcecie być, nie szukajcie wymówek i dowartościowania się. Wtedy to wszystko traci sens.


wtorek, 29 lipca 2014

Alter Podróbka - Krystaliczny Weizen

Alter Beer, podróbka AleBrowaru dla Żabki. Czyli jak nasz zielony płaz próbuje odgryźć kawałek tortu, na rynku piw alternatywnych;).
Dobra dziś się nudziłem, nawet bardzo. Przede mną książka Straż, Straż po angielsku... Brakowało mi piwa. Szybki kurs do Żabki i biorę to co zawsze. Mówie o piwie porter, uwagę moją jednak zwróciła etykieta której obrazek przypominał kartę, ze starej gry, Wiochmen Rejestr... Filtrowane pszeniczne? Niby dziwny pomysł, jednak już piłem tego typu wynalazki.
Jest parno, duszno tak, że gdybym był homarem, to bym się ugotował. Biorę... z pełną świadomością plagiatu... 2 godziny w lodówce, czas na werdykt.

Zapach 3/5 - Poprawnie, wyraźnie. Mocne banany z nutą goździków. Brak wyczuwalnych wad.

Wygląd 2/4 . Klarowny szampan, robi bardzo dobre wrażenie. Przypomina jednak bardziej kolor cydru niż piwa.

Piana 3/4 Na początku bomba, potem coraz gorzej.... i ucieka bardzo szybko jak na pszenice


Smak 10/15 Trochę płasko, za mało wyraziście... jednak solidnie i ok.Potem piwo eksponuje swoje wady, smakuje lekko cydrem, oprócz bananów właśnie wkradają się jabłka. Tło alkoholowe, moim zdaniem burzą kompozycje.


Odczucie w ustach 5/6 Czuje coś co mogę nazwać, strukturą gumy do żucia. Nie wiem jak to wytłumaczyć, ale mam takie wrażenie jak by przed chwilą żułem taką gumę. Jednak piwo jest lekkie, bardzo dobrze pijalne, wręcz idealne na ciepłe wieczory, nie jest też prze-gazowane.



Ogólne wrażenie 4/6 Bez emocji, za tospokojnie i solidnie. Szczerze zaskoczyłem się. Nie jest to piwo na miarę Ale Browaru. Natomiast zdecydowanie, kiedy mam kupić pszenice, to kupie to, a książęce ominę szerokim łukiem.

27 na 40


środa, 23 kwietnia 2014

6 piw... które kupuje na codzień. Czyli, które piwo z Żabki polecam?

Czytając różne blogi, ludzie często myślą "O boże, a gdzie to kupić", albo "U mnie nie ma solidnego sklepu, niby skąd mam to wziąć". Piwa solidne nie muszą być ani drogie, ani ciężko dostępne. Można trafić, na naprawdę dobre piwo, w zwykłym sklepie Żabka. Oto mały ranking/przekrój piw, które pijam na, kupując je właśnie w tym małym płazo/sklepie.

Top 6!

6. Miłosław Koźlak - Dobry, solidny bock, czyli koźlak. Piwo alkoholowe, z wyraźnym smakiem słodowym, lecz dobrze zbalansowane. Nie wybitne, jednak można brać w ciemno.

5. Pilsner Urquell - Dementuje, to piwo nie jest gorzkie. Jest lekko goryczkowe, natomiast jest to zdecydowanie wzorowy przykład stylu. Nie jest najlepszym reprezentantem, natomiast historia tego piwo, jego smak, wygląd, są ok.

4. Seria Książęce Ciemne Łagodne/Czerwony Lager - Zdecydowanie najlepsze z serii, nie wybitne, jednak zawsze solidne.

3. Paulaner w wersji Dunkel - Ciemniejszy Paulaner trafia w mój gust. Koleje solidne piwo, jednak nie wybitne.

2. Portery Żywiecki/Komes - Dwa doskonałe piwa, zdecydowanie warte polecenia. Warte też leżakowania. Dwa portery leczą duszę! Kupuje zawsze dwa, jeżeli chce czytać książkę. Komes po roku leżenia w szafie, staje się bardzo dobrym wytrawnym piwem, moim zdaniem wartym 2x wartość zakupu.

1. Bojan Black IPA - W tej wersji Bojan dla mnie to hit. Pierwsza warka faktycznie była beznadziejna. Na pewno niebyła black IPA. Obecnie, Bojan to Black IPA pełną gębą, lekko palone, z cudownym chmielem wyczuwalnym w goryczce, o wspaniałym cytrusowym aromacie. Szukacie piwa z chmielem? Zapomnijcie o Perłach czy innych pomysłach. TO JEST PIWO Z CHMIELEM. Może nie ma go najwięcej, może nie jest najwybitniejsze, jednak idę do Żabki, ściągam z półki... Black IPA. No i to uczucie, kiedy kobieta ściąga dla mnie, to piwo z półki... Wie co lubie:)


wtorek, 22 kwietnia 2014

NIE-recenzja piwa Książence Burgundowe.


Nie traktujcie tego tekstu jak recenzji. Mówię od razu, nienawidzę tego smaku... Chodzi o biszkopty w piwie. Na nieszczęście, Książęce Burgundowe, idzie w tym kierunku.
Czym jest to piwo? Kolejny nudny do granic możliwości lager, miał w założeniu zostać zastąpiony trójsłodowcem. Marketingowcy stwierdzili, że okres wydania jest zimowy, więc trzeba coś dodać... no i dodali, dziką różę. Brawo za odwagę, kolejny lager... tyle że z dżemem.

Słodki, lekko korzenny smak, w tym wypadku łączy się z biszkoptami. Wszystko psuje mocna alkoholowość, lub nie tyle mocna, co nie pasująca do kompozycji. 

Zapach 2,5/5 - Karmel, biszkopt, lekka wanilia, wyraźny słód. Chmiel? Tradycyjnie biednie.

Wygląd 3/4 - Dobra, kolor jest ładny, wyrazisty.

Piana 2,5/4 - Śliczna, drobna, a po chwili całkowicie znika.


Smak 6/15 - Pałam szczerą nienawiścią do tego smaku. Karmel, biszkopt, lekka nuta owoców, paskudna alkoholowość. Czasem bardzo lubię alkohol w smaku, tutaj się on nie komponuje.

Odczucie w ustach 2/6 -  Wysycenie, tradycyjnie za duże. Nie rozumie, czy im zależy na bólu brzucha? Alkohol bardzo przeszkadza, nie wypiłem do końca.

Ogólne wrażenie 2/6 - Nie, nie, nie... Niech zginie zapomniane.

Ocena Końcowa 18/40Nie jest to subiektywne, ten styl, ten smak, to całkowicie nie moja bajka. Tortura prawie taka sama, jak przy Grands Porter z Papryką. Nie polecę nikomu... jednak może to fakt, że nienawidzę tego smaku, szczerze i z całego serca... Być może, to coś dla was?

Czas na powrót... - Wejście smoka! Voodoo Doughnut Chocolate, Banana & Peanut Butter Ale!



Wiem, dawno mnie nie było. Co nie znaczy, że nie piłem piwa:P. Ilość zdarzeń i obowiązków, po prostu przekroczyła moje możliwości. Czas to nadrobić, jak również czas wynagrodzić wam tą nieobecność. Dziś coś mocno, specjalnego!

Voodoo Doughnut to bardzo sławne miejsce. Ich pączki często pojawiają się na dorocznych listach tych najdziwniejszych, jak i najsmaczniejszych. Ba, sławny pączek, syropem klonowym i bekonem był nawet prezentowany swego czasu w naszym rodzimym Teleekspresie. Niech was to nie dziwi, w końcu zgodnie, z amerykańskim powiedzeniem "Wszystko z bekonem jest lepsze".

Rogue to genialny amerykański browar, o wiele lepszy niż każdy browar w Polsce. Dziwi was to? Niech przestanie, amerykańskie browarnictwo wyprzedza nas, o lata świetlne.

Tym razem, ekipa Rogue zabrała się nie za sławny pączek z bekonem, a za Memphis Mafia doughnut (cytując "Fried dough with banana chunks and cinnamon covered in a glaze with chocolate frosting, peanut butter, peanuts and chocolate chips on top!"). Brzmi ciekawe? To teraz wyobraźcie sobie piwo:). 


Zapach 3,5/5 - banany i czekolada, w tle gdzieś tam leciutko cytrusowo, jednak zapach o tyle subtelny, że można go pominąć. Plus słód, lekka kawa, czekolada. Bukiet ciekawy, jednak dość słaby.

Wygląd 3/4 . Brązowe i mętne, nie można powiedzieć że wybitne.

Piana 2,5/4 Na początku ładna, potem szybko znika. Nic wybitnego.


Smak 13/15 Tu wreszcie się coś dzieje. Czuć delikatną nutę banana, orzechy, bardzo lekka nuta czekolady, kawy, rodzynek. Smak jest bardzo mocny, czuć go dość długo.

Odczucie w ustach 5/6 Doskonale pijalne, odpowiednio wysycone, bardzo przyjemne. Czuć coś w rodzaju ciastka z masłem orzechowym i bananami. Jednak na końcówce dość płaskie.


Ogólne wrażenie 5/6 Raz w życiu musisz spróbować. Jednak tylko raz. To nie jest bardzo dobre piwo, to jest piwo niesamowicie ciekawe.

Ocena Końcowa 32,5/40
Raz musisz spróbować! Za ponad 60 zł, raz i nigdy więcej.:)