Necronomicon, film z 1993 jest pewnym hołdem dla Lovecrafta. Co ciekawe sam mistrz w nim występuje. Oczywiście nie jako aktor, a jako postać która jest pewnego rodzaju narratorem opowieści. Nie opowiada, lecz jest twórcą.
Film przedstawia mistrza, podczas tworzenia opowiadań. Ślęcząc on nad Necronomiconem, ryzykuje życie by przedstawić swoje dzieła światu.
Konstrukcja filmu jest prosta. Trzy historie, które są dość proste i luźno powiązane z Lovecraftem, całkowicie nie związane są połączone w prosty sposób kilkoma szczegółami.
Jednak film jest pewnego rodzaju potworkiem. Efekty są komiczne, fabuła nie za mądra. Dodatkowo widzimy rażące błędy. Lovecraft jako postać lat 1890 -1937r. opowiada historie z lat 90tych. Przez to czuć, że film sam siebie poważnie nie traktuje.
Dodatkowo, daleko temu dziełu do klimatu samotnika z Providence. Atmosfera to nie wyobcowanie, wrzucenie postać na przeciw nie pojętemu złu, a wyskakujące bestie z szafy. Jedna nawet jest z dnd;). Zbyt podobna jest jedna bestia, do Beholdera!!!
Aktorstwo, nie powala, efekty nie powalają, klimat nie powala, scenariusz nie powala... A jednak czuć specyficzną przyjemność płynącą z tego dzieła.
Film zahacza lekko o zło-filmy, jednak nie jest całkiem zły.
5/10 - oceniając racjonalnie, jednak dodaj 1,5 punkta za Lovecrafta i za pewną dziwną przyjemność związaną, z oglądaniem tego filmu.
Skala przyjemności 7/10:]
W teorii nie polecam, w praktyce musisz to zobaczyć;)
ps. Film nie straszy;)
Recenzja zachęca swoim zniechęcaniem :) Chętnie obejrzę.
OdpowiedzUsuń